Trudno się zresztą dziwić, bo słowo to budzi wszelkie skojarzenia niezbędne propagandzie uprawianej przez obóz szeroko pojmowanej władzy – z sarmackim warcholstwem, demolowaniem i osłabianiem państwa, przedkładaniem prywaty nad wspólne dobro etc. Więc od paru dni jak salon długi i szeroki – nic, tylko „rokosz Kaczyńskiego”, „rokoszanie z PiS”, i tak dalej. Wiadomo: codzienne wbijanie miliona gwoździ w milion desek, jak definiował zadania propagandy towarzysz Maciej Szczepański. Sam tylko Mazowiecki, uradowany nagle uzyskaną pozycją dyktatora słowotwórczej mody, powtórzył swą frazę w różnych mediach już ze cztery razy, a może więcej, mogłem coś przeoczyć.
Kariera słówka „rokosz” wynika z faktu, iż trzeba w zwoje mózgowe lemingów wdrukować zasadniczą różnicę pomiędzy kontestowaniem przez siły zła prawem i lewem rządów Tuska i Komorowskiego, co stanowi haniebne warcholstwo i niszczenie państwa, a nie tak dawnym kontestowaniem przez siły dobra prawem i lewem rządów Kaczyńskich, które stanowiło powód do chwały i dumy.
Chyba mam dziś słabszy dzień, bo szczerze mówiąc nie chce mi się już silić na finezję, dowcip i w ogóle szlifowanie felietonistycznych brylancików, żeby strzelać nimi do palikotowej trzody. Z wrodzonym wdziękiem chłopa z Czerwińska powiem po prostu: chce mi się już rzygać od tej obłudy. Naprawdę.
Niesforna pamięć podsuwa mi błazeńskie oświadczenie pani Gronkiewicz – Waltz z czasów rokoszu pielęgniarek, że wysyła straż miejską, aby chroniła uczestniczki protestu ? co tu gadać, nielegalnego ? przed ewentualną interwencją policji. Nie było że to warcholstwo? No, to spróbujmy sobie wyobrazić, że to pisowski prezydent stolicy wysyła straż miejską aby uniemożliwiła wykopanie krzyża spod Pałacu. Autorytety z Czerskiej chyba by się z oburzenia zagęgały na śmierć! (sorry, znowu te moje geny – naprawdę, nie mam dziś nastroju się obcyndalać).
Albo sobie spróbujmy wyobrazić, że to Kaczyński wzywa publicznie do niepłacenia abonamentu na media publiczne, bo mu się nie podoba, że ma w nich wpływy polityczny przeciwnik. No, ale to nie Kaczyński nawoływał do olewania prawa, tylko Tusk. Więc to nie był rokosz. Jak Tusk wyznaczył strategię „betonowej”, totalnej opozycji, to też nie był rokosz, to była po prostu mądra strategia polityczna. A jak media tak dziś oburzone na „rokoszan” stręczyły temuż Tuskowi żałosną koalicję z takimi potworami, jak populista Lepper i nacjonalista Giertych, aby tylko odstawić od władzy znienawidzony PiS, to nie było oczywiście przejawem nie liczenia się z dobrem państwa, gdzieżby, wręcz przeciwnie.