Jedna z wielu maksym dotyczących demokracji powiada, że gdy w wyniku wyborów następuje zmiana rządów, to nie dotychczasowa opozycja wygrywa, ale partia dotychczas rządząca przegrywa. Tak jest w systemach, w których zazwyczaj następuje polityczna rotacja w kolejnych wyborach – albo przynajmniej, w których taka zmiana jest wysoce prawdopodobna.
Teoria i praktyka demokracji zna jednak również przypadki – nie tak znowu rzadkie – gdy taka rotacja jest mało realna, a jedna i ta sama partia rządzi kadencję po kadencji. Wtedy przytoczona na wstępie maksyma powinna brzmieć w następujący sposób: w demokracji to nie partia rządząca wygrywa, ale opozycja przegrywa. Taki system – wiele na to wskazuje – ma szansę zaistnieć w Polsce dziś i w najbliższej przyszłości.
[srodtytul]Polityczne scenariusze[/srodtytul]
Słowa premiera Donalda Tuska, że Platforma Obywatelska nie ma obecnie z kim przegrywać – poza niewątpliwą protekcjonalnością tej wypowiedzi – wyrażają chyba dość realistyczną ocenę obecnej sceny politycznej w Polsce. Najbardziej licząca się parta opozycyjna rozbroiła się i ustąpiła z polityki realnej na własne życzenie. PiS – bo o nim oczywiście mowa – po krótkim epizodzie w czasie kampanii prezydenckiej osadził się na pozycji, która w żadnym przypadku nie może przywrócić go do rządzenia Polską, nawet w jakiejkolwiek wyobrażalnej koalicji.
W czasie kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego wydawało się, że polityk ten przyjął racjonalną strategię mogącą doprowadzić tę partię do władzy. Strategia ta polegała na porzuceniu polityki symbolicznej i małostkowej, a sformułowaniu programu będącego połączeniem konserwatyzmu moralno-prawnego z krytyką liberalizmu ekonomicznego.