Krasnodębski: Jarosław Kaczyński, władca Mordoru

Jak wam wyjaśnić, że są Polacy, którzy zbierają się przed Pałacem Prezydenckim, zamiast rozerwać się niekonwencjonalną miłością, poczytać Żiżka i Grossa, pobudzić się do modernizacji dopalaczem czy „narkotykiem miękkim"? – pyta zwolenników PO filozof społeczny

Aktualizacja: 03.04.2011 19:49 Publikacja: 03.04.2011 19:46

Zdzisław Krasnodębski

Zdzisław Krasnodębski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Gdy żył Lech Kaczyński, wszystko było dla was jasne. Rząd nie mógł nic zrobić, bo groziło mu prezydenckie weto. Piloci musieli latać nawet na drzwiach od stodoły i lądować w niebezpiecznych miejscach, bo on ich strasznie zmuszał. Nawet Rosjanie tak się go bali, że nie zamknęli lotniska w Smoleńsku – podobno sam Putin drżał jak osika. Unia Europejska nie miała jednej polityki zagranicznej, gdyż zwlekał z podpisaniem traktatu lizbońskiego, Polacy pozbawieni zostali euro, mimo że Donald Tusk w Krynicy zapowiedział jego wprowadzenie w 2012 roku.

Jakże już wtedy rozwijałoby się pojednanie rosyjsko-polskie, gdyby Lech Kaczyński nie wymachiwał szabelką w Tbilisi i nie zechciał polecieć do Katynia. Lotos już dawno byłby sprzedany, Gazprom wspierałby pełną parą polską naukę, a rynek rosyjski stałby otworem. Zamiast budować gazoport, moglibyśmy przyłączyć się do Nordstreamu, a Centrum przeciwko Wypędzeniom dawno już otworzyłoby swoje podwoje.

Skąd tyle niedoskonałości?

Teraz, gdy zabrakło Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta RP, trudno wytłumaczyć, skąd się w Polsce bierze tyle zła, złości i niedoskonałości. Jak wyjaśnić to, że rządy tak "mądrych i dobrych ludzi" są odrzucane przez wielu obywateli? Jak wyjaśnić, że są Polacy, którzy z niezrozumiałych powodów zbierają się na modłach przed Pałacem Prezydenckim, zamiast udać się do baru na rogu na wódkę konwencjonalnie zagryzaną śledzikiem czy rozerwać się niekonwencjonalną miłością, poczytać Żiżka i Grossa, pobudzić się do modernizacji dopalaczem czy "narkotykiem miękkim"? Nawet skrajna ciemnota nie usprawiedliwia ich niepoprawnej determinacji.

Jak wyjaśnić, że nie wszystkie telewizje były do niedawna dostatecznie zaprzyjaźnione z rządem, że tak długo tolerowano programy Jana Pospieszalskiego, Bronisława Wildsteina, Jacka Karnowskiego, Rafała Ziemkiewicza czy Anity Gargas, że nie każdy poeta idzie śladem Wisławy Szymborskiej, nie każdy reżyser naśladuje Agnieszkę Holland, nie każdy dziennikarz widzi sprawy tak jasno jak redaktor Tomasz Wołek, nie każdy socjolog ma tyle uzasadnionego zaufania do rządu co profesor Ireneusz Krzemiński?

Kto podburza i jątrzy?

To oczywiste: ktoś musi podburzać, ktoś musi dzielić Polaków, ktoś musi siać nienawiść i jątrzyć. Dzisiaj nie jest to już Radio Wolna Europa, nie amerykańscy imperialiści, niemieccy rewizjoniści i syjoniści z Syjamu, nawet nie Radio Maryja – dzisiaj to robota Jarosława Kaczyńskiego. Gdy zabrakło Lecha, gdy wyschły krokodyle łzy lane na korytarzach, okazało się, że został jeszcze Jarosław, samo jądro ciemności, władca Mordoru.

Gdyby nie on, który tak dzieli polskie społeczeństwo, to wszyscy z równą sympatią i zrozumieniem, jak celebryci w czasie śniadania mistrzów wiedzy politycznej lub Tomasz Lis w swoim programie, słuchaliby premiera. Gdyby nie Jarosław Kaczyński, ku zadowoleniu rozsądnych redaktorów, panie z PJN zbudowałyby wreszcie rozsądną prawicę, może nawet wspólnie z Moniką Olejnik. Nie można wykluczyć, że nawet PiS stałby się normalną "systemową" partią. Gdyby nie Jarosław Kaczyński, Bronisław Komorowski zacząłby pisać zgodnie z regułami polskiej ortografii i nadałby swym rozważaniom na temat bigosowania i Janka Szeląga głębię godną obozu, z którego się wywodzi.

Gdyby nie Kaczyński

Gdyby nie Jarosław Kaczyński, Stefan Niesiołowski mógłby się ogarnąć, otrzeć usta i stać się statecznym, powszechnie szanowanym starszym panem, na co przecież zasługuje. Gdyby nie Jarosław Kaczyński, Polska by się modernizowała, rosła w siłę, a ludzie żyliby dostatniej, w spokoju i harmonii, ciesząc się ze wzrastającej pozycji Polski na arenie międzynarodowej i w obozie bratnich państw europejskich.

Niestety, jest inaczej. Dlatego każde telewizyjne i radiowe wiadomości przynoszą kolejny komunikat o nim, brzmiący jak informacja o kolejnym wycieku radioaktywnym w elektrowni w Fukushimie. Nie można się więc dziwić, że Ryszard C., rozczarowany były członek PO, chciał wziąć sprawy w swoje ręce, i to śmielej niż Dominik Taras. Niestety z powodów technicznych – trudnej dostępności kałasznikowów na polskim rynku, mimo prorynkowych działań komisji "Przyjazne państwo" posła Palikota – zamysł, by na Krakowskim Przedmieściu wyeliminować z życia publicznego i z życia w ogóle siewcę nienawiści i jego akolitów, nie powiódł się.

Pozostały chwalebny czyn zamordowania jednego pisowca i próba poderżnięcia gardła innemu zgodnie z hasłem dorzynania watah. Walka z językiem nienawiści wymaga czasami środków nadzwyczajnych, surowych, ale koniecznych – pro publico bono. I tylko dziwić się należy, że media tak milczą o jego czynie dokonanym w stanie zupełnej poczytalności i świadomej polityczności, a Andrzej Wajda nie zabierze się do kręcenia polskiej, pozytywnej wersji "Taksówkarza", zamiast nieostrożnie grzebać w biografii Lecha Wałęsy.

Może byłoby ich więcej

Trudno jednak nie spytać z czystej ciekawości, czy nie przyszło wam nigdy do głowy, że gdyby nawet Lech Kaczyński nie miał brata bliźniaka i polityka, że gdyby rzeczywiście zginął "jeszcze jeden", to i tak liczni Polacy by się zbierali, zapalali znicze i modlili przed Pałacem Prezydenckim? Że może nawet byłoby ich jeszcze więcej? Że gdyby nawet Jarosław Kaczyński miał charakter równie dobry jak Donald Tusk i Grzegorz Schetyna, i tak liczni Polacy organizowaliby się, zakładali portale internetowe i demonstrowali, mając poczucie, że ich obywatelskim i patriotycznym obowiązkiem jest sprzeciwić się waszej władzy?

Nie chcą wam oddać Polski

Czy nie przyszło wam do głowy, że oni po prostu tacy są, że nikt nie musi ich podburzać? Że nie chcą wam oddać Polski, bo uważają, że mają do niej nie mniejsze prawo niż wy? I że nie znikną, nawet jeśli wygracie te i następne wybory, choćbyście mieli wszystkie telewizje, wszystkie gazety i wszystkie instytucje państwa, choćbyście jeszcze pospieszniej gasili znicze, szybciej usuwali krzyże, głośniej nastawili medialne zagłuszarki, choćbyście odebrali kamery i mikrofony, choćbyście krzyczeli, że to ciemnota i reakcja, a nieznani sprawcy sprawniej niż dotąd i na większą skalę wbijali rozsądek do głów?

Autor jest profesorem Uniwersytetu w Bremie i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz współpracownikiem "Rzeczpospolitej"

Gdy żył Lech Kaczyński, wszystko było dla was jasne. Rząd nie mógł nic zrobić, bo groziło mu prezydenckie weto. Piloci musieli latać nawet na drzwiach od stodoły i lądować w niebezpiecznych miejscach, bo on ich strasznie zmuszał. Nawet Rosjanie tak się go bali, że nie zamknęli lotniska w Smoleńsku – podobno sam Putin drżał jak osika. Unia Europejska nie miała jednej polityki zagranicznej, gdyż zwlekał z podpisaniem traktatu lizbońskiego, Polacy pozbawieni zostali euro, mimo że Donald Tusk w Krynicy zapowiedział jego wprowadzenie w 2012 roku.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: W sprawie immunitetu Kaczyńskiego rację ma Hołownia, a nie Tusk
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Demokracja w czasie wojny. Jak rumuński sąd podważa wiarygodność Zachodu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?