Miejscowy burmistrz został zapytany na forum internetowym urzędu miasta, dlaczego dopuścił, by na ścianie jednego z bloków zawisł billboard, promujący instytucjonalizację jednopłciowych związków partnerskich. Przy okazji autor pytania określił homoseksualizm jako „obrzydlistwo i zjawisko sprzeczne z naturą". Burmistrz odpowiedział, że billboard wisi na terenie prywatnym, a jego treści forma nie naruszają prawa, dlatego „urząd miejski nie może nakazać zdjęcia tego billboardu, choć z jego przesłaniem też się nie zgadza".
Banał? Nie dla „Wyborczej", która opisuje sprawę z przejęciem i dużym zaangażowaniem, jako że „pytanie i odpowiedź zacytowało wiele forów i stron organizacji równościowych".
„Czy burmistrz zrobił dobrze?" – zastanawia się „GW". Bo przecież – nie dajmy się zwieść - reakcja włodarza miasta była tylko pozornie zdroworozsądkowa. Po pierwsze, dopuścił się myślozbrodni, stwierdzając że urząd miejski nie zgadza się z przesłaniem billboardu. A przecież, jak uważa cytowany przez „Wyborczą" prof.Wojciech Sadurski, „burmistrz nie miał prawa solidaryzować się z poglądami pytającego", no bo jako urzędnik ma być neutralny. Pytania, czy w takim razie burmistrz złamałby zasady również i wtedy, gdyby kazał wywiesić na gmach urzędu tęczową flagę i poszedł na paradę równości, nie pada. I dobrze, bo każdy kto liznął choć trochę dialektyki wie, że nie służyłoby ono sprawie postępu...