Propagandowy spektakl „premier Tusk pokazuje w Europarlamencie, jak przewodzi Europie” niezbyt się udał. Przede wszystkim przez nadgorliwość mediów elektronicznych, które nie ograniczyły się do transmisji samego przemówienia naszego premiera, pełnego rytualnych, ale w tym miejscu i okolicznościach jak najbardziej stosownych i dobrze przez Tuska podanych zaklęć o idei europejskiej, wzroście, dążeniu do wspólnej, świetlanej przyszłości etc. Ktoś bardzo chciał, żeby pokazano także, jak premier odpowiada na zadane mu pytania, uśmierzając wątpliwości i niepokoje, a w tym celu trzeba było rozciągnąć transmisję także na debatę.
Po pierwsze, debaty w tym gronie zawsze są śmieszne, bo z ośmiuset sześćdziesięciu eurodeputowanych najchętniej biorą w nich udział różni ekscentrycy. Tu szczególnie marny prezent zrobił Tuskowi deputowany z Hiszpanii, czy raczej, jak dumnie podkreślał, z Katalonii, który pochwalił go za to, że jako „narodowość kaszubska” rozwala Polskę tak samo, jak oni, „narodowość katalońska”, rozwalają Hiszpanię; nie sądzę, żeby na nagłaśnianiu akurat takich pochwał premierowi zależało.
Po drugie, transmisja na żywo w trzech polskich telewizjach informacyjnych sprowokowała polskich eurodeputowanych do wygłoszenia słów paru do swoich wyborców, bo w przeciwieństwie do posłów sejmowych, ci europejscy szansy na to praktycznie nie miewają. I tak oto poseł Ziobro skorzystał z tej okazji, by wytknąć Tuskowi niepokojące zdarzenia, które mają miejsce za jego rządów i każą poważnie troskać się o nasze wolności obywatelskie. Można się spierać, czy to dobry moment aby sprawę podnosić na europejskim forum, ale na pewno wystąpienie to mieściło się w standardach przyzwoitej debaty; pomijając już, że zawierało samą prawdę.
Natomiast bardzo haniebnie zachował się w odpowiedzi na nie poseł Siwiec, oskarżając Ziobrę, że za czasów, gdy był ministrem sprawiedliwości „bandy uzbrojonych ludzi o szóstej rano wdzierały się do domów i aresztowały”, a jedna z tak potraktowanych osób popełniła samobójstwo.