Tykająca bomba korupcji

Władza pozbawiona kontroli jest skłonna do nadużyć. I choć nie znamy skali przeżarcia korupcją, coraz więcej jej symptomów wyłazi na wierzch – ostrzega socjolog

Publikacja: 19.03.2012 18:04

Urząd Julii Pitery okazał się wydmuszką bez żadnego poparcia ze strony szefa rządu (Warszawa, 2.11.2

Urząd Julii Pitery okazał się wydmuszką bez żadnego poparcia ze strony szefa rządu (Warszawa, 2.11.2011 r.)

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Platforma Obywatelska jest pierwszą partią sprawującą władzę w Polsce przez drugą kadencję. Jednocześnie cieszy się ona poparciem dużej części mediów i środowisk opiniotwórczych. Kontrola nad rządem w takich warunkach z konieczności musi być utrudniona. Nic więc dziwnego, że on sam również nie jest zainteresowany działaniem na rzecz zwiększenia przejrzystości. Od 2009 roku w Polsce nie funkcjonuje jakakolwiek spójna polityka antykorupcyjna. Urząd Julii Pitery okazał się wydmuszką bez żadnego poparcia ze strony szefa rządu. Wreszcie ostatnio sam premier zapowiedział ściganie dziennikarzy, którzy będą pisali o nieprzejrzystych interesach rzecznika rządu.

Kto patrzy władzy na ręce?

Niebagatelnymi czynnikami zapobiegającymi nadużyciom władzy są sprawnie działająca zasada „checks and balances" (system hamulców i równowagi) i silna kontrola społeczna. I choć teoretycznie istnieją w Polsce narzędzia kontroli rządu, problem jednak w tym, że są one słabo wykorzystywane. W ostatnim raporcie Instytutu Spraw Publicznych jako najsilniejszy filar polskiego systemu przeciwdziałania korupcji oceniona została Najwyższa Izba Kontroli. Boryka się ona jednak z próbami wpływania na jej niezależność. Niedawne wprowadzenie audytów zewnętrznych w Izbie, które zarządzać może marszałek Sejmu, część ekspertów odczytuje jako próbę ukręcenia bata na jej samodzielność i autonomię.

Nic dziwnego, skoro i bez tego w ostatnim czasie jesteśmy świadkami prób wpływania przez polityków na Izbę. Szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski chciał przed złożeniem przez siebie zeznań w sprawie śledztwa smoleńskiego poznać stenogramy przesłuchań swoich podwładnych, a jeden ze znanych posłów partii rządzącej po opublikowaniu raportu w sprawie przyczyn katastrofy zarzucał Izbie polityczne zaangażowanie. Niezależnie od tego typu zachowań problemem jest niski stopień realizacji wniosków pokontrolnych NIK w badanych przez nią instytucjach. W tej sytuacji nawet najdoskonalszy audyt nie pomoże w usprawnieniu pracy i zwiększeniu przejrzystości administracji.

W poprawnie działającym ustroju demokratycznym słabości rządu powinien wytykać parlament. W Polsce jednak funkcja kontrolna Sejmu jest w stanie zaniku. Posłom brak przygotowania merytorycznego pozwalającego na realne sprawdzanie działalności rządu. Ministrowie stają przed koniecznością tłumaczenia się ze swoich działań po głośnych medialnie potknięciach. Niedawny przykład prób obalenia Cezarego Grabarczyka pokazuje jednak, że solidne zaplecze partyjne zabezpiecza przed odpowiedzialnością za błędy.

Komisje śledcze od pewnego czasu służą bieżącej walce o słupki poparcia, nie zaś faktycznemu rozliczaniu rządzących. Trybunał Stanu jest instytucją martwą. Po 1989 roku rozpatrywał on jedynie dwie sprawy. Dziś jest straszakiem, służącym głównie rozgrywce politycznej, a nie pociąganiu do realnej odpowiedzialności za łamanie prawa. Dość powiedzieć, że ostatnio mówi się o stawianiu przed nim polityków za rzekome „tworzenie warunków do nieposzanowania godności wielu ludzi".

Słabość kontroli społecznej

Jeśli zawodzą formalne narzędzia kontroli, o przejrzystość powinny dbać instytucje społeczeństwa obywatelskiego. Media, organizacje pozarządowe czy w końcu sami wyborcy. I tu mamy dalsze problemy.

Dziennikarze, według badań Instytutu Monitorowania Mediów, upolitycznienie uważają za jeden z największych problemów swego zawodu. Przyznają oni jednocześnie, że w swojej pracy kierują się poleceniami szefów, na bok odkładając własne sumienie czy kodeksy etyki dziennikarskiej. Większość mediów jest średnio zainteresowana ujawnianiem przypadków korupcji, a już w szczególności pogłębionym ich badaniem. Najdalej po kilku dniach od ujawnienia danej afery znika ona ze szpalt. Czasem po wielu miesiącach wraca – w postaci krótkich notek o wyrokach bądź o umorzeniach śledztw. Trudno też nie zauważyć zaangażowania większości mediów po określonych stronach politycznego konfliktu. To osłabia ich rzetelność i jakość sprawowanej przez nie kontroli nad rządem. A kiedy sam premier zapowiada ściganie mediów piszących o przewinach jego ministrów, nie zachęca to raczej redakcji do węszenia w poszukiwaniu afer.

„Watchdogs" to organizacje obywatelskie powołane do tego, aby patrzeć władzy na ręce. W Polsce to absolutny margines sektora pozarządowego. Nawet jeśli istnieją, są zazwyczaj zbyt słabe finansowo i zbyt uzależnione od publicznego wsparcia, aby skutecznie pełnić swoją misję. Dla ich działań niezwykle ważne jest sprawne funkcjonowanie dostępu do informacji publicznej. Niestety, sprawa zapowiadanej przez Donalda Tuska „tarczy antykorupcyjnej", o której informacji bezskutecznie żądała przez wiele miesięcy Antykorupcyjna Koalicja Organizacji Pozarządowych, czy blokowanie przez Kancelarię Prezydenta informacji o ekspertyzach na temat OFE, do których dostępu domagała się m.in. Fundacja FOR, to przykłady sytuacji, w których władze publiczne rękoma i nogami zapierają się przed ujawnieniem procesów decyzyjnych czy szczegółów podejmowanych przez siebie działań. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby uzmysłowić sobie, jak wygląda dostęp do informacji publicznej na niższym szczeblu, gdy żądającym jest zwykły obywatel czy lokalna organizacja, a nie znane ogólnopolskie NGO. Tym bardziej że dostęp do informacji publicznej nie jest ostatnio promowany. Jest raczej odwrotnie – pod koniec ubiegłej kadencji w trybie ekspresowym dostęp ten ograniczono.

Brak mocnych fundamentów

Poza oczywistymi deficytami kontroli społecznej zachowaniom korupcyjnym sprzyjają fundamenty społeczno-kulturowe systemu. Dziedzictwem okresu PRL i transformacji są niski poziom zaufania do instytucji publicznych i słaba aktywność obywatelska Polaków. Świat polityki nie wyrasta, jak to bywa w dojrzalszych demokracjach, wprost ze społeczeństwa. Partie polityczne są w nim słabo zakorzenione i nie agregują w żaden sposób interesów ważnych grup społecznych. Kilkadziesiąt tysięcy członków to maksimum, podczas gdy w np. Niemczech główne partie liczą sobie po pół miliona członków. O karierach decyduje często system „podwieszeń", owocujący takimi zjawiskami, jak głośne w ostatnim czasie przypadki zatrudniania dwudziestoletnich działaczy młodzieżówek partyjnych w gabinetach politycznych ministrów. Gdy wybuchła afera hazardowa, uwaga obserwatorów skupiła się na ewentualnych przestępczych czynach konkretnych polityków. Mało kogo zbulwersował sposób, w jaki jeden z biznesmenów zamieszanych w sprawę „załatwiał" dla swojej córki posadę w radzie nadzorczej spółki Skarbu Państwa. Tak się po prostu w Polsce robi i mało kogo to dziwi.

Te uwarunkowania, nazwijmy to, kulturowe, połączone z systemowymi problemami z kontrolą nad rządem, dodatkowo podlane arogancją tego ostatniego, niechybnie prędzej czy później doprowadzą do wybuchu jakiejś miny. Najlepsze nawet intencje władz nie uchronią jej przed zakusami części jej funkcjonariuszy do sięgnięcia po owoc zakazany. Jakiś ułamek takich spraw będzie wychodził na światło dzienne aż do przekroczenia cienkiej linii, za którą wiarygodność rządu okaże się zbyt niska. Dlatego w interesie władz jest poważne zabranie się do pracy nad wypracowaniem standardów zapewniających rzetelność życia publicznego. Tolerancja dla nieprzejrzystych zachowań i pohukiwanie na tych, którzy śmieli zwrócić na nie uwagę, na dłuższą metę nie mogą prowadzić do dobrych skutków.

Autor jest socjologiem, jednym z twórców raportu „Mechanizmy przeciwdziałania korupcji w Polsce". Raport powstał w wyniku monitoringu Instytutu Spraw Publicznych i Transparency International. Pod lupę zostały wzięte wybrane obszary życia publicznego, w tym władza ustawodawcza, wykonawcza, sądownictwo, organy ścigania, a także partie polityczne, media i biznes. Przeanalizowano je z punktu widzenia niezależności, przejrzystości czy rzetelności, zarówno na poziomie regulacji prawnych, jak i praktyki ich działania. Raport w całości dostępny jest na stronie: www.isp.org.pl

Platforma Obywatelska jest pierwszą partią sprawującą władzę w Polsce przez drugą kadencję. Jednocześnie cieszy się ona poparciem dużej części mediów i środowisk opiniotwórczych. Kontrola nad rządem w takich warunkach z konieczności musi być utrudniona. Nic więc dziwnego, że on sam również nie jest zainteresowany działaniem na rzecz zwiększenia przejrzystości. Od 2009 roku w Polsce nie funkcjonuje jakakolwiek spójna polityka antykorupcyjna. Urząd Julii Pitery okazał się wydmuszką bez żadnego poparcia ze strony szefa rządu. Wreszcie ostatnio sam premier zapowiedział ściganie dziennikarzy, którzy będą pisali o nieprzejrzystych interesach rzecznika rządu.

Kto patrzy władzy na ręce?

Niebagatelnymi czynnikami zapobiegającymi nadużyciom władzy są sprawnie działająca zasada „checks and balances" (system hamulców i równowagi) i silna kontrola społeczna. I choć teoretycznie istnieją w Polsce narzędzia kontroli rządu, problem jednak w tym, że są one słabo wykorzystywane. W ostatnim raporcie Instytutu Spraw Publicznych jako najsilniejszy filar polskiego systemu przeciwdziałania korupcji oceniona została Najwyższa Izba Kontroli. Boryka się ona jednak z próbami wpływania na jej niezależność. Niedawne wprowadzenie audytów zewnętrznych w Izbie, które zarządzać może marszałek Sejmu, część ekspertów odczytuje jako próbę ukręcenia bata na jej samodzielność i autonomię.

Nic dziwnego, skoro i bez tego w ostatnim czasie jesteśmy świadkami prób wpływania przez polityków na Izbę. Szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski chciał przed złożeniem przez siebie zeznań w sprawie śledztwa smoleńskiego poznać stenogramy przesłuchań swoich podwładnych, a jeden ze znanych posłów partii rządzącej po opublikowaniu raportu w sprawie przyczyn katastrofy zarzucał Izbie polityczne zaangażowanie. Niezależnie od tego typu zachowań problemem jest niski stopień realizacji wniosków pokontrolnych NIK w badanych przez nią instytucjach. W tej sytuacji nawet najdoskonalszy audyt nie pomoże w usprawnieniu pracy i zwiększeniu przejrzystości administracji.

W poprawnie działającym ustroju demokratycznym słabości rządu powinien wytykać parlament. W Polsce jednak funkcja kontrolna Sejmu jest w stanie zaniku. Posłom brak przygotowania merytorycznego pozwalającego na realne sprawdzanie działalności rządu. Ministrowie stają przed koniecznością tłumaczenia się ze swoich działań po głośnych medialnie potknięciach. Niedawny przykład prób obalenia Cezarego Grabarczyka pokazuje jednak, że solidne zaplecze partyjne zabezpiecza przed odpowiedzialnością za błędy.

Komisje śledcze od pewnego czasu służą bieżącej walce o słupki poparcia, nie zaś faktycznemu rozliczaniu rządzących. Trybunał Stanu jest instytucją martwą. Po 1989 roku rozpatrywał on jedynie dwie sprawy. Dziś jest straszakiem, służącym głównie rozgrywce politycznej, a nie pociąganiu do realnej odpowiedzialności za łamanie prawa. Dość powiedzieć, że ostatnio mówi się o stawianiu przed nim polityków za rzekome „tworzenie warunków do nieposzanowania godności wielu ludzi".

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?