Łańcuch coraz krótszy

Władza dostaje do ręki wygodne narzędzie, które umożliwi jej tłamszenie protestów – pisze publicysta

Publikacja: 04.07.2012 00:10

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Ta nasza wolność słowa jest jak na łące krowa, co ma swobodę ruchu, no, z tym że na łańcuchu" – śpiewa w jednej ze swoich piosenek satyryk Ryszard Makowski. Od kiedy wypasem krowy zajmuje się Platforma Obywatelska, łańcuch systematycznie się skraca. A przecież – według zapowiedzi, składanych jeszcze przed wyborami 2007 r. – miał być zdecydowanie wydłużany.

212 ma się świetnie

PO dochodziła do władzy jako partia liberalna, która miała zmienić rzekomo „duszną" atmosferę IV RP, wprowadzoną za sprawą rządów PiS. W tej „dusznej" atmosferze przeciwnicy tamtej władzy opowiadali bez ustanku we wszystkich istotnych mediach, jak to ich wolność wypowiedzi jest krępowana i jak nie mogą się swobodnie wypowiadać.

Ikoną rzekomo krępowanej wolności słowa stał się kloszard Hubert H. z Dworca Centralnego, który trafił przed prokuratora i sąd z paragrafu o znieważeniu głowy państwa. Wszystko dlatego, że policjanci nie mogli sobie z nim poradzić i w końcu postanowili skorzystać z nadarzającego się pretekstu. Hubert H. stał się wkrótce idolem salonu.

Sytuacja miała się zmienić w czasie rządów PO. Wielokrotnie była mowa o zniesieniu fatalnego paragrafu 212 kodeksu karnego, umożliwiającego skazanie za słowa. Spotkało to np. wybitnego dziennikarza Jerzego Jachowicza – a jest to wyrok w procesie karnym, więc podsądny figuruje w rejestrze skazanych.

Po pięciu latach rządów PO paragraf 212 ma się świetnie, podobnie jak pozostałe dwa paragrafy kodeksu karnego, mówiące o znieważaniu głowy państwa oraz jego konstytucyjnych organów. Za sprawą tego pierwszego przepisu przed sąd trafia autor strony Antykomor.pl. Za sprawą drugiego oskarżenie groziło kibicom za transparenty z tekstem „Donald matole".

Gładko w Senacie i Sejmie

Mieliśmy także próbę niemal dowolnego zamknięcia dostępu do informacji publicznej w postaci poprawki senatora PO Marka Rockiego. Poprawka – mimo gwałtownych i ponadpartyjnych protestów (kilkadziesiąt organizacji pozarządowych oraz osoby takie jak Zbigniew Bujak czy Władysław Frasyniuk) – przeszła. Prezydent ją podpisał, ale zaskarżył tryb jej uchwalenia do Trybunału Konstytucyjnego. TK uznał ów tryb za niezgodny z konstytucją, ale nie zajmował się samą istotą poprawki.

Nie tylko więc nie nastąpiła żadna liberalizacja, ale przeciwnie – władza gorliwiej zaczęła korzystać z istniejących przepisów, próbując wprowadzać kolejne. Nic zresztą dziwnego – gdy sąd zajmował się sprawą Huberta H., z oburzenia trząsł się cały salon. Gdy ABW wkroczyła do mieszkania autora Antykomor.pl, wyrazów oburzenia jakoś nie było. A przecież jeżeli ktoś – w sposób może i ułomny, ale jednak – realizował ideę wolności słowa, to nie bełkoczący po pijaku menel, ale właściciel strony internetowej, świadomie walczący z nielubianym politykiem.

Politycy obozu rządzącego nie poprzestali na istniejących rozwiązaniach. Postanowili wprowadzić kolejne. Po 11 listopada ubiegłego roku i Marszu Niepodległości zakłóconym przez grupkę bandziorów prezydent zadeklarował, że jego kancelaria rozpocznie prace nad nowelizacją ustawy o zgromadzeniach, tak aby w większym stopniu zadbać o bezpieczeństwo demonstrantów, ale także osób postronnych. Wzbudziło to pewne zdziwienie, ponieważ dotychczasowe przepisy ustawy oraz kodeksu wykroczeń wydawały się wystarczające. Problemem było raczej ich stosowanie.

Drakońska kara

Prezydencka nowelizacja została właśnie uchwalona – wbrew fundamentalnej i druzgocącej krytyce, płynącej z bardzo wielu stron. List protestacyjny w tej sprawie podpisały 32 organizacje pozarządowe, w tym Fundacja Batorego, Fundacja Panoptykon, Instytut Spraw Publicznych czy Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego (właściciel marki „Krytyka Polityczna").

Grono protestujących nie tylko nie rekrutowało się z kręgów kojarzonych z opozycją, ale przeciwnie – zahaczało o organizacje raczej obecnej władzy przychylne. Helsińska Fundacja Praw Człowieka przygotowała druzgocącą analizę projektu nowelizacji. Poważne zastrzeżenia wnieśli w specjalnej nocie eksperci OBWE. Analizę HFPC w większości poparło nawet Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia.

Wszystko na nic. Sejm uchwalił nowelizację, kompletnie lekceważąc zastrzeżenia, w tym te pochodzące od środowisk pozarządowych, sygnalizujące możliwą sprzeczność z konstytucją, a także oczywiście te płynące od opozycji.

Czemu ma służyć nowe prawo? Kwestię bezpieczeństwa, o której nieustannie mówili urzędnicy prezydenckiej kancelarii, można włożyć między bajki. Wszystko wskazuje na to, że ustawa została znowelizowana w jednym celu: aby zniechęcić do organizowania lub wręcz uniemożliwić niewygodne dla władzy demonstracje. Przyjrzyjmy się tylko kilku najważniejszym punktom.

Oto przepis grozi organizatorowi demonstracji karą w wysokości 7 tys. zł za niedopełnienie obowiązków wynikających z jego roli. Raz, że kara jest drakońska (wyższa niż maksymalna przewidziana w kodeksie wykroczeń – 5 tys.). Dwa, że obowiązki organizatora zostały zdefiniowane w taki sposób, iż powinien on w zasadzie zastąpić policję. Uczyniono go odpowiedzialnym za wszelkie naruszenia porządku lub uszkodzenia mienia.

Zdjęcie przewodniczącego

Nietrudno sobie wyobrazić skutki tej regulacji.

Po pierwsze – ogromnie trudno będzie znaleźć chętnego do roli przewodniczącego zgromadzenia. A ten – jakby szykan było mało – musi jeszcze dostarczyć organom swoje zdjęcie, co zgodnie krytykują HFPC i OBWE, wskazując, iż może to posłużyć do tworzenia w urzędach swoistych kartotek aktywistów.

Po drugie – ustawa narzuca przewodniczącemu rolę porządkową, do której nie ma on żadnych prawnych kompetencji. Czyli – rolę nie do wykonania. Uczestnik niepodporządkowujący się poleceniom przewodniczącego może zapłacić aż 10 tys. Tyle że z żadnych przepisów nie wynika, dlaczego właściwie miałby się im podporządkowywać. Prawnicy zwracają także uwagę, że ten zapis daje liderowi zgromadzenia możliwość arbitralnego wykluczania z niego uczestników wedle własnego uznania, pod groźbą wspomnianej kary.

Po trzecie – wystarczy wprowadzić do spokojnej demonstracji niewielką grupkę prowokatorów, żeby pociągnąć przewodniczącego do odpowiedzialności.

Prowokatorzy mogą zresztą posłużyć władzy jako pretekst do rozwiązania demonstracji. Krytycy ustawy zwracają uwagę, że rozwiązanie demonstracji powinno być ostatecznością i że nie można pociągać do odpowiedzialności ogółu demonstrantów w związku z wyczynami niewielkiej grupy. Tego zastrzeżenia w ustawie brak, a gdyby ten przepis istniał już pół roku temu, 11 listopada za burdy kilkudziesięciu osób odpowiedzialność poniosłoby kilkanaście tysięcy, które nagle mogłyby się znaleźć w nielegalnym zgromadzeniu.

Kontrdemonstracje

Ogromne zastrzeżenia budzi też kwestia możliwości zorganizowania demonstracji i kontrdemonstracji w tym samym miejscu i czasie. Ustawa stawia sprawę w taki sposób, że w praktyce dojdzie do wyścigów: kto pierwszy dostarczy organowi gminy zgłoszenie demonstracji (można to zrobić najwcześniej 30 dni wcześniej, nie bardzo wiadomo dlaczego), ten niejako „rezerwuje sobie" miejsce.

Nietrudno sobie wyobrazić, że w tej sytuacji nawet mikroskopijna grupka, zwłaszcza ciesząca się cichą przychylnością urzędników, będzie w stanie zniweczyć plany dużego zgromadzenia. Urzędnicy dostaną do ręki wygodny pretekst, który pozwoli im sekować tych, których nie chcą widzieć na ulicach.

Tymczasem – jak w swoich opiniach wskazują HFPC i OBWE – standardem jest, że obywatele mają prawo do kontrdemonstracji, aby wyrazić swój sprzeciw wobec głównego zgromadzenia, a obie grupy powinny się znajdować w zasięgu słuchu i wzroku.

Zadaniem państwa jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie organizowanie wyścigu zgłoszeń. Wyścig ten musi się w dodatku zakończyć aż pięć dni przed wydarzeniem, a nie jak dotychczas – trzy. Ta zmiana nie została nawet wymieniona w uzasadnieniu nowelizacji i wygląda na kolejną szykanę.

Pozostaje nadzieja, że choć część znowelizowanej ustawy rychło trafi do Trybunału Konstytucyjnego, a ten wypowie się krytycznie. Póki to się nie stanie, władza dostaje do ręki wygodne narzędzie, które umożliwi jej tłamszenie protestów.

Naturalne cechy osobiste

Ale to nie koniec, bo PO zapowiada kolejną inicjatywę. Poseł Rafał Grupiński mówi o zmianie art. 256 k.k., który dzisiaj grozi sankcjami za nawoływanie do nienawiści z powodów narodowościowych, etnicznych, wyznaniowych. Platforma chciałaby tam dorzucić dwa sformułowania: „przekonania" i „naturalne cechy osobiste". Mało tego – o te same kwestie miałby się wzbogacić fatalny art. 212 k.k.

Gdyby te pomysły miały zostać zrealizowane, mielibyśmy do czynienia z najdrastyczniejszym ograniczeniem wolności słowa po 1989 r. Wziąwszy pod uwagę, jaka jest jakość polskiego sądownictwa, pod znieważanie (art. 212) lub nawoływanie do nienawiści (art. 256) z powodu „przekonań" można by podciągnąć praktycznie wszystko. Skutkiem nie byłoby wcale ucywilizowanie polskiej debaty publicznej, ale nałożenie kagańca tym mediom, politykom czy publicystom, którzy akurat nie byliby w łaskach.

Przy tym poraża krótkowzroczność projektantów tego prawa. Wolność słowa nie ma barw partyjnych. Jeżeli dziś pokuszą się o dalsze jej ograniczanie, niech się nie łudzą, że ich następcy nie zastosują wszystkich stworzonych instrumentów przeciwko nim, kiedy odwróci się polityczny trend.

Autor jest publicystą dziennika „Fakt"

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?