No i wysłałem Pierwszą Małżonkę. Minister Michałowski miał dzwonić codziennie i pytać, czy pogrzeb się odbędzie, jak się czuje nieboszczyk i wdowa, wszystkiego dopilnował na miejscu. Z rządu też była reprezentacja godna – wiceminister zagranicy, bardzo ogarnięty, kulturalny profesor. Najdera nie przysłali, bo jeszcze by kondolencje mojej małżonce składał, w końcu też prezydentowa.
Minister Sikorski nie mógł przyjść, ręka go od Twittera strasznie rozbolała. Zdaje się ma zwolnienie do końca miesiąca, ale o to już premiera proszę pytać. On sam nie mógł przylecieć, bo musiał się zaaklimatyzować w Singapurze. I to nieprawda, co mówią złośliwcy, że nie mógł, bo liga angielska gra w południe. To jest sianie nienawiści i podpalanie Polski, generał Bondaryk obiecał ustalić podpalaczy.
Uroczystość była bardzo godna i tak trochę jak ja – z całej Polski. Zmarłego żegnano we Wrocławiu, biły dzwony w Krakowie, chowano w Warszawie, a i my, w górach, honorową salwę oddaliśmy. Celną, dwa bieliki padły i tuzin, hi, hi, hi kaczek. Było więc znacznie bardziej uroczyście niż ostatnim razem. No, w końcu doświadczenie procentuje.
Zresztą doskonale pamiętam ostatni pochówek, nie było sensu odświeżać wrażeń. Uzgodniliśmy, że tak powiem, iż dominująca będzie atmosfera powagi sprzed dwóch i pół roku, a osiągniemy ją najlepiej, kiedy ja się tam pokazywać nie będę. I zajmę się sprawami wagi państwowej. Na przykład stanem infrastruktury na zakopiance.
Bo co niby miałbym robić na pogrzebie? Szef mojej kancelarii zaręczył przecież głowę państwa, że stawili się wszyscy, łącznie z właściwym nieboszczykiem, nieporozumień żadnych nie będzie. Skoro tak, to ja pytam, w czyim interesie jest teraz rozpętywanie wojny polsko-polskiej? Bardzo to wszystko przykre i krzywdzące. Nie ukrywam, mam trochę żalu do dziennikarzy, może nawet na ich bal nie przyjdę.