Moc z węgla

Nie przekreślajmy tradycyjnej energetyki. Wiatr nie zawsze wieje w godzinach szczytu poboru mocy, a w przypadku słońca taka sytuacja jest wręcz regułą – pisze analityk.

Publikacja: 13.08.2013 20:12

Dominik Smyrgała

Dominik Smyrgała

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Red

W ubiegłym tygodniu burzę wywołał raport autorstwa prof. Jana Popczyka, który postuluje wstrzymanie budowy nowych bloków węglowych w Polsce (a konkretnie mówiąc, w Opolu), a w zamian rozwinięcie na dużą skalę programu termomodernizacji budynków mieszkalnych w Polsce i wyposażenie gospodarstw domowych w urządzenia do produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Wpisywałoby się to w postulaty odchodzenia od energetyki skonsolidowanej na rzecz rozproszonej, docelowo mogącej zagwarantować krajowi bezpieczeństwo energetyczne.

Zdaniem prof. Popczyka budowa kolejnych bloków węglowych oznacza uzależnianie się Polski od importu węgla kamiennego na długie lata, ponieważ krajowa produkcja nie będzie już rosła i staje się bardzo droga. Można tu postawić pytanie o sensowność zamykania w nieodwracalny sposób polskich kopalni węgla kamiennego w latach 90., ale to temat na inny artykuł.

Śnieg na panelach

Nie polemizując w ogóle z argumentami na rzecz zwiększenia efektywności energetycznej poprzez termomodernizację (ale i także modernizację sieci przesyłowych energii itp., wymianę bloków energetycznych na bardziej efektywne, itp.), trudno nie odnieść się do tez o roli, jaką mogą odegrać odnawialne źródła energii, ani też do przytaczania przykładu Niemiec w tym zakresie. Jest to bowiem kraj, w którym kilka radykalnych (i chyba nieprzemyślanych) decyzji doprowadziło do znacznych perturbacji na rynku energii.

W ubiegłym roku, na skutek gwałtownego spadku produkcji energii elektrycznej w wyniku zamknięcia elektrowni atomowych, nastąpił wprawdzie wzrost wytwarzania ze źródeł odnawialnych, ale w jeszcze większym stopniu – z węgla kamiennego i brunatnego (wystarczy spojrzeć w dane instytutu AGEB), ponieważ Niemcy nadal rozbudowują elektrownie węglowe. Wspominał już o tym prof. Władysław Mielczarski w swojej polemice z cytowanym raportem.

Nie ma w tym nic dziwnego – energia wiatrowa i słoneczna jest bardzo nieprzewidywalna i wymaga pokrycia w źródłach konwencjonalnych. Wiatr nie zawsze wieje w godzinach szczytu poboru mocy, a w przypadku słońca taka sytuacja jest wręcz regułą. Na razie zaś nie mamy technologii pozwalającej skutecznie odkładać na potem np. energię z bardzo słonecznego dnia albo z nocnej wichury.

Tej zimy było w Niemczech wyjątkowo mało dni słonecznych, do tego na panelach często zalegała gruba warstwa śniegu, tak więc przez kilka tygodni udawało się efektywnie generować zaledwie kilka procent zainstalowanej mocy.

Ponadto z raportu niemieckiej Federalnej Agencji ds. Sieci Elektroenergetycznych, Gazowniczych, Telekomunikacyjnych, Pocztowych i Kolejowych (BnetzA) za rok ubiegły jasno wynika, że błędne prognozy produkcji energii z OZE zdestabilizowały niemiecki rynek energii, prowadząc do takich kuriozów, jak ujemne ceny energii na rynku, przy jednoczesnym wzroście rachunków płaconych przez gospodarstwa domowe, konieczności skupu interwencyjnego prądu i jego eksportu i innych. Były nawet momenty, które zagrażały działaniu całego systemu przesyłowego.

Surowiec na 400 lat

Osobną kwestią jest sprawa rzekomego uzależniania się Polski od importu węgla. To prawda, że tani węgiel kamienny z Kolumbii i innych państw jest coraz chętniej wykorzystywany w Polsce, a granica opłacalności jego użycia przesuwa się coraz bardziej na południe. Wynika to jednak w dużej mierze z patologii organizacji produkcji czarnego złota w Polsce i błędnych decyzji z lat 90.

Należy jednak pamiętać (o czym również wspominał prof. Mielczarski), że część starych, nieefektywnych bloków węglowych będzie wkrótce wyłączana, a opolskie bloki, wykonane w nowocześniejszej technologii, raczej nie będą zużywały więcej surowca niż te zamykane. Do tego trwają prace nad lepszym zagospodarowaniem Lubelskiego Zagłębia Węglowego, a być może i reaktywacją Zagłębia Dolnośląskiego (Wałbrzyskiego).

Po drugie zaś z czasem możemy przecież zastąpić część elektrowni opalanych węglem kamiennym na opalane węglem brunatnym. Gdyby wypracować sensowe rozwiązania ekologiczne, zgodne m.in. z regulacjami unijnymi, to można postawić tezę, że 28 mld ton rezerw tego surowca w kraju zapewniłoby produkcję całości energii elektrycznej w Polsce przez 100 lat, a przy bieżącym udziale (ok. 26 proc.), starczyłoby go na 400 lat.

Reasumując, nie kwestionując pożytków, jakie mogą przynieść przydomowe instalacje bazujące na OZE (choćby w zakresie dogrzewania wody przez panele słoneczne), oraz w pełni popierając postulaty związane z termomodernizacją, nie należy przekreślać dużej elektroenergetyki opartej na węglu. Zwłaszcza wobec powtarzających się ostrzeżeń o możliwości wystąpienia niedoborów mocy w najbliższych latach.

Autor jest politologiem, kierownikiem studiów podyplomowych „Bezpieczeństwo energetyczne: państwo, samorząd, biznes” Collegium Civitas

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku