Abstrahując od tego, jak absurdalne jest głoszenie takich haseł przez przedstawicieli partii mającej w nazwie „obywatelska", warto zwrócić uwagę mieszkańców stolicy, że pomysł rozpisania referendum wreszcie zaczyna się im opłacać. Ileż to łask spłynęło na nich na wieść o samym tylko ogłoszeniu głosowania. Dokończenie obwodnicy, tarcze przyspieszające drążenie tuneli metra pod Wisłą, mniejsza liczba mandatów za parkowanie, zmiany w taryfach biletów, dodatkowe zajęcia w przedszkolach... Jednym słowem cuda. Te, które obiecywał nam pan premier jeszcze w 2007 roku. Wreszcie się doczekaliśmy. A tak na poważnie: wczorajsza interwencja premiera w sprawie obwodnicy warszawskiej – ma jednak zostać wybudowana, by nie kończyła się w środku miasta – wkolejny raz dowodzi słabości naszego państwa. Nie trzeba chyba ogromnie tęgiej głowy, by przewidzieć, że jeśli nie doprowadzi się autostradowej arterii do rogatek, to powstanie zator. Od początku zatem trzeba planować cały odcinek, a nie tylko jego fragment.

Dość groteskowo brzmiały wygłaszane na konferencji słowa premiera, że obwodnica Warszawy jest „absolutnie kluczowa". Teraz jest, a wcześniej nie była? Pamiętajmy też, że złożona obietnica oznacza, że trasa będzie gotowa dopiero za ładnych parę lat. Przez ten czas jeszcze postoimy w korkach.

Trudno zrozumieć to bałaganiarstwo, bylejakość, byletrwanie, zrywy rodem z PRL. Nie pociesza tu nawet refleksja, że owe obietnice są w jakimś sensie triumfem demokracji – to ludzie zmusili polityków do działania.

By zrozumieć motywacje polityków Platformy, którzy nieoczekiwanie doszli do wniosku, że konieczne jest dokończenie stołecznej trasy, trzeba wiedzieć, że Ursynów, dzielnica, która została zakorkowana przez brak planowania, to matecznik rządzącej partii. W ostatnich wyborach dostała tu 55 proc. głosów. A utrata prezydenta w stolicy mogłaby oznaczać dla PO początek końca. Kolejny raz przekonujemy się boleśnie o słabości naszych elit politycznych, które działają wyłącznie pod presją i na łapu-capu. Już czas chyba, aby zaczęli nas reprezentować u władzy poważniejsi ludzie.