Antywęgierski paszkwil w TVP

Austriacy przygotowali kłamliwy film ?o „reakcyjnym Orbánie i jego faszyzującej klice", a polska telewizja publiczna pokazała go bez jakiegokolwiek komentarza ?– oburza się publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 27.01.2014 01:13

Jarosław Giziński

Jarosław Giziński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

"Nacjonalistyczna wizja. Węgry żegnają się z Europą" – tak zatytułowano austriacki film dokumentalny mówiący o państwie rządzonym przez Viktora Orbána. Jego ubiegłotygodniową prezentację w telewizyjnej Dwójce odebrałem z niesmakiem. Nie tylko ja – kilka zajmujących się Węgrami i dobrze znających ten kraj osób też przecierało oczy ze zdumienia. Równie agresywnej, propagandowej i operującej półprawdami produkcji nie widziałem od dawna.

Ostatni raz coś w podobnym stylu pokazywała telewizja węgierska w 1981 r., gdy tamtejsi trzęsący portkami ze strachu przed „zarazą" Solidarności propagandyści partyjni kręcili  reportaże o leniwych polskich niewdzięcznikach, niedoceniających internacjonalistycznej pomocy, której udzielanie obniża poziom życia na Węgrzech. Tyle że wówczas robotę zlecał im ?György Aczél, ideologiczny zausznik Jánosa Kádára, a od tej pory cokolwiek się w naszym regionie zmieniło.

Austriacy przepraszali

Mówiąc krótko, pokazany polskiej widowni film jest propagandowym paszkwilem. Oto jak był reklamowany w programie telewizyjnym: „Pomimo jawnie wrogiej polityki wobec Żydów i mniejszości narodowych stronnictwo [chodzi o rządzący Fidesz] cieszy się niemal całkowitym poparciem społeczeństwa. Przedstawiciele Fideszu podburzają Węgrów zwłaszcza przeciwko Cyganom, którzy ich zdaniem są bezwartościowi i nie biorą udziału w tworzeniu nowoczesnego państwa".

Jednym z głównych recenzentów owej dyktatury okazuje się... Ferenc Gyurcsány, były premier (ten co to kłamał rano i wieczorem), oraz członkowie lewicowej opozycji (tej samej, która rządząc, doprowadziła Węgry do ruiny). W roli głosu ludu występują zaś zwolennicy ksenofobicznego Jobbiku, np. taksówkarz antysemita. Z co drugiego zdania wylewają się uprzedzenia, a selektywnego doboru i przeinaczania faktów nie powstydziliby się klasycy reżimów totalitarnych.

Film wyprodukowała austriacka telewizja publiczna (ORF), co samo w sobie jest już kuriozum, polski widz bowiem może być przekonany, że na Zachodzie obowiązują solidne standardy dziennikarstwa. Jak widać, niekoniecznie. Sami mogliśmy się zresztą przekonać o tym niedawno przy okazji pewnego niemieckiego serialu telewizyjnego.

Węgrzy zareagowali z oburzeniem. Zwłaszcza że nie chodziło o poboczny wątek w filmie fabularnym, ale o dokument, który jakoby „prezentuje niepokojące zmiany, które zaszły na węgierskiej scenie politycznej". Protest był na tyle ostry, że Austriacy przeprosili za „niefortunne sformułowania". Nie na wiele się to zdało, pozostała klasyczna produkcja pod tezę o reakcyjnym Orbánie i jego wręcz faszyzującej klice.

Bzdury bez wyjaśnienia

Nie jestem bezwarunkowym miłośnikiem Fideszu i jego szefa. Wyrażałem się krytycznie o jego stylu uprawiania polityki czy też o zwrocie Budapesztu ku Moskwie, oddając jednak sprawiedliwość tam, gdzie trudno nie zauważyć obrony interesu narodowego i pewnych sensownych rozwiązań. Wbrew agitce twórców filmu należy do nich właśnie rozsądna polityka wobec mniejszości i walka z wykluczeniem społecznym Cyganów. Jedyna cygańska posłanka w Parlamencie Europejskim reprezentuje akurat Fidesz.

Co gorsza, po obejrzeniu filmu można odnieść wrażenie, że dzikie fantasmagorie Jobbiku to polityka rządu! I te bzdury serwuje się słabo zorientowanym polskim widzom bez słowa wyjaśnienia. Dość powiedzieć, że nawet niektórzy moi redakcyjni koledzy nie byli do końca świadomi faktu, że Jobbik jest w opozycji wobec Fideszu, czego więc oczekiwać od niezorientowanego telewidza?

Jeśli już telewizja uparła się, by austriacki produkcyjniak pokazać, to może przydałby się do niego jakiś komentarz albo debata specjalistów (tak jak zrobili Austriacy po projekcji u siebie). Może ktoś wyjaśniłby wówczas, że jednym z jego twórców jest Paul Lendvai, żyjący w Wiedniu węgierski politolog i dziennikarz (notabene poważany w kręgach zachodnioeuropejskiej lewicy), którego uprzedzenia i obsesyjna wrogość wobec prawicy wykluczają jakikolwiek obiektywizm. Jego bezpardonowa walka z „siłami reakcji" najwyraźniej przesłoniła mu wspomnienia o własnych zażyłych relacjach z prominentami epoki Kádára i postkomunistami (część historyków węgierskich zarzuca mu wręcz kontakty z dawną bezpieką).

Można dyskutować o Orbánie i jego słusznych lub błędnych wizjach (podobnie jak o każdym polityku i państwie świata), jednak w telewizji mieniącej się publiczną powinno też obowiązywać choćby minimum dziennikarskiej rzetelności. W innym przypadku nie czepiajmy się ZDF za „Nasze matki, nasi ojcowie".

"Nacjonalistyczna wizja. Węgry żegnają się z Europą" – tak zatytułowano austriacki film dokumentalny mówiący o państwie rządzonym przez Viktora Orbána. Jego ubiegłotygodniową prezentację w telewizyjnej Dwójce odebrałem z niesmakiem. Nie tylko ja – kilka zajmujących się Węgrami i dobrze znających ten kraj osób też przecierało oczy ze zdumienia. Równie agresywnej, propagandowej i operującej półprawdami produkcji nie widziałem od dawna.

Pozostało 90% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml