Hazard na koszt obywateli

Im więcej płacimy do OFE, tym bardziej zadłużamy kraj na wypłaty bieżących świadczeń. Gdzie tu sens, gdzie logika? – zastanawia się były przywódca Solidarności Walczącej.

Publikacja: 30.06.2014 02:00

Red

Międzynarodowe instytucje finansowe tak omamiły polskie elity i opinię publiczną, że z ochotą nałożyliśmy na siebie pęta OFE. Część z tych, którzy te pęta na nas nakładali, przejrzała na oczy. Zreflektował się nasz rząd. Wielkie media, polityczne i biznesowe kręgi jednak nadal mamią Polaków.

Czyja racja

Przed 15 laty telewizyjne reklamy OFE przekonywały nas, że dzięki składkom lokowanym w II filarze będziemy mieli sowite emerytury. Dziś brzmi to jak ponury żart. Pierwsza wypłacona emerytura w 2009 r. wynosiła 23 złote, dzisiejsze średnie dodatki z OFE to 90 złotych. Fundusze zastrzegały, że te dodatki będą płacone jedynie przez dziesięć lat od przejścia na emeryturę. Teraz częściowo się z tego wycofują.

Były premier Jan Krzysztof  Bielecki mówił: „Za eksperyment z II filarem zapłaciliśmy 280 mld złotych, całkiem niemałą sumę". I pytał: „Czy mogą być szczęśliwe OFE i rynek kapitałowy w nieszczęśliwym państwie?".

Czy obowiązkowe przekazywanie części zarobionych pieniędzy do funduszy grających na giełdach to dobre czy złe rozwiązanie?

Dlaczego żadne państwo rządzone przez elity dbające o obywateli tego systemu nie wprowadziło? Dlaczego niczego podobnego nie ma i nie było w Niemczech, we Francji, w Anglii, USA, we Włoszech, w Hiszpanii, Japonii, Czechach, Rosji itd.? I dlaczego kraje, które podobnie jak my dały się na to nabrać: Argentyna i Węgry, już się z tego wycofały? Czy musimy być, jak przestrzegał poeta, przed szkodą i po szkodzie głupi?

Gra na giełdzie, zwana inwestowaniem, to rodzaj hazardu. Można łatwo zyskać, można szybko stracić. Własny wybór, własne pieniądze, własne ryzyko. Ale czy państwo może nakładać na obywateli obowiązek przekazywania części swoich zarobków rodzimym i obcym instytucjom finansowym, które obracają tymi środkami na wolnym rynku? Czy to nie wygląda na przymus ekonomiczny? Czy nie jest to przymuszanie każdego do udziału w ryzykownej grze rynkowej, na którą nie mamy wpływu?

Zarządzający instytucjami gromadzącymi nasze składki to kilkaset osób, które z tytułu pensji i prowizji zarabiają po milionie złotych rocznie. Cała administracja pożera rocznie około 1,5 mld złotych. Profesor Leszek Balcerowicz, główny twórca tej reformy, ostrzegał prezydenta, że podpisanie ustawy ograniczającej OFE jest niekonstytucyjne. A czy zgodne z konstytucją było granie na giełdzie, czyli hazard, środkami przyszłych emerytów, którego efektem będą głodowe dodatki do emerytur?

Czy zgodne z konstytucją i ze zdrowym rozsądkiem było zadłużanie państwa przez sprzedaż obligacji funduszom, które kupowały je za pieniądze zabierane przymusowo obywatelom? I dodatkowo państwo, czyli my wszyscy, płaci procenty, tym większe, im bardziej Polska się zadłuża.

Im więcej płacimy do OFE, tym bardziej zadłużamy kraj na wypłaty bieżących świadczeń. Gdzie tu sens, gdzie logika? Gdzie tu obrona tzw. naszych prywatnych pieniędzy, co wmawiają nam adwokaci OFE?

Publiczne czy prywatne?

Piszę „tzw.", gdyż kilka lat temu Sąd Najwyższy orzekł, że w funduszach są pieniądze publiczne, nie prywatne.

Kilkudziesięcio- czy kilkusetzłotowe, w zależności od zarobków, comiesięczne składki w ciągu tych kilkunastu lat złożyły się na przeciętny około 30-tysięczny haracz od każdego pracującego. Te pieniądze milionów ludzi to łącznie setki miliardów złotych. Obrót nimi zapewniał potężne zyski uprzywilejowanym kilkunastu tysiącom.

To te, rzeczywiście prywatne, pieniądze są bronione z furią i dyskrecją zarazem. Kto naprawdę, jakie grupy kapitałowe i medialne skorzystały na zwyżkach akcji, na reklamach finansowanych przez podmioty uczestniczące w OFE?

Spór o OFE ma też szerszy, bardziej zasadniczy kontekst. Społeczeństwo to jest odpowiedzialność. Nie tylko za siebie i swoją rodzinę, ale także ja za ciebie i ty za mnie. My za nas. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Młodzi za starych i starzy za młodych.

Gdy ta odpowiedzialność zanika, społeczeństwo, naród najpierw rozsypuje się na poszczególne grupy i jednostki, a potem również zanika.

Przy wprowadzaniu OFE wmówiono ludziom, że ZUS, który płaci emerytury, renty, zapewnia opiekę słabym i niepełnosprawnym, że taki lepiej czy gorzej działający państwowy system – to głupstwo, to biurokratyczny moloch (tu sami urzędnicy ZUS nie są bez winy). I że będzie lepiej, gdy każdy sam sobie będzie odkładał na starość pieniądze, którymi zarządzać będą finansowi specjaliści. Te pieniądze, niezależnie od produktywności i bogactwa kraju, zapewnią odkładającym bezpieczną i szczęśliwą starość.

Takie myślenie rozbija solidarność międzypokoleniową i społeczną. Takie myślenie okazało się być egoistyczną ułudą. Z którą szczęśliwie zderzyliśmy się po 15, a nie po 30 latach, bo wtedy zderzenie byłoby jeszcze dotkliwsze.

Tomasz Misiak, szef rady nadzorczej spółki Work Service, na łamach prasy dramatycznie wołał, że „likwidacja OFE może zagrozić naszej niepodległości". Takie struny są tu trącane!

A jest dokładnie odwrotnie. Powołanie i działanie OFE to było osłabienie naszej niepodległości. Tak pod względem finansowym, jak i społecznym.

Gdyby środki gromadzone w funduszach zostały przeznaczone na edukację, na polską naukę czy służbę zdrowia, na wsparcie polskich przedsiębiorców, owocowałyby one wzmocnieniem kraju. Przełożyłoby się to również na wyższe emerytury dla wszystkich.

Głupcy lub oszuści

Oto jeden przykład: bydgoska fabryka pojazdów PESA. Bankrutująca fabryka, 14 lat temu porzucona przez inwestorów, została przejęta przez załogę. Obecnie firma zatrudniająca 3 tys. pracowników ma 150 mln złotych rocznego zysku i wygrała z niemieckimi potentatami konkurs na dostawę tramwajów do Moskwy. Tylko tak my, Polacy, możemy dziś dla naszych dzieci, a jutro dla naszych ojców, budować godne życie.

Jerzy Hausner, członek Rady Polityki Pieniężnej, cytuje słowa dyskutanta, który powiedział mu, że „ci, którzy są przeciwni rządowej reformie OFE, są albo debilami, albo oszustami", i że on może sobie wybrać, „co mu bardziej odpowiada" („Forbes" 1/2014). Były wicepremier cytuje tę wypowiedź jako negatywny przykład. Mam zdanie przeciwne: jego rozmówca niebezpiecznie otarł się o bolesną prawdę.

Leokadia Oręziak,  profesor SGH w Warszawie, napisała książkę „OFE. Katastrofa prywatyzacji emerytur w Polsce". Pozycja ta jest przemilczana przez propagatorów otwartych funduszy, ale zwykli ludzie „debilami" nie są. Prognozy oparte na dotychczasowych transferach przewidują, że w OFE pozostanie nie więcej niż 1–2 proc. Polaków.

Autor w latach 80. był współtwórcą i liderem radykalnej antykomunistycznej ?Solidarności Walczącej, obecnie jest redaktorem pisma „Gazeta Obywatelska"

Międzynarodowe instytucje finansowe tak omamiły polskie elity i opinię publiczną, że z ochotą nałożyliśmy na siebie pęta OFE. Część z tych, którzy te pęta na nas nakładali, przejrzała na oczy. Zreflektował się nasz rząd. Wielkie media, polityczne i biznesowe kręgi jednak nadal mamią Polaków.

Czyja racja

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Demokracja w czasie wojny. Jak rumuński sąd podważa wiarygodność Zachodu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką