Sześćdziesiąt lat temu naszymi (m. 38) sąsiadami przez ścianę w budynku przy Puławskiej 130 na warszawskim Mokotowie byli (m. 37) państwo Jadwiga i Henryk Jabłońscy (notabene, profesor HJ został potem przewodniczącym Rady Państwa PRL). Z ich dziećmi bawiliśmy się na podwórku, a z Elą chodziłem do jednej klasy. Jednak któregoś dnia własna Rodzicielka wyjawiła mi, że państwo Jabłońscy nie są katolikami (byłem absolutnie pewien, że wszyscy wokół są!), tylko jakimiś „ateistami”. Przez pewien czas patrzyłem na nich podejrzliwie, niczym na kosmitów, no bo jak normalny człowiek może nie wierzyć w Pana Boga? Ale miałem mądrych księży prefektów (Jerzy Chowańczak i Jan Sikorski) za których przyczyną, Bogu dzięki, nie stałem się „wojującym katolikiem”; z Elą nawet później bardzo zaprzyjaźniliśmy się.
Wspominam o tym pierwszym w życiu zetknięciu się ze światopoglądową odmiennością ze względu na niezmiernie doniosły wyrok Sądu Najwyższego sprzed roku (II CSK 1/13).
Otóż pacjent jednego z publicznych szpitali dowiedział się z dokumentacji medycznej, że – gdy pozostawał w pooperacyjnej śpiączce – szpitalny kapelan na wszelki wypadek namaścił go świętym olejem. Pacjenta bardzo to wzburzyło, gdyż jest głęboko wierzącym ateistą, i podał szpital do sądu za naruszenie wolności sumienia (art. 53 Konstytucji). Sąd Okręgowy odrzucił jego pretensje jako emocjonalne, przesadzone i subiektywne, Sąd Apelacyjny zaś podtrzymał ten werdykt i podkreślił, że kapłan, udzielając sakramentu ostatniego namaszczenia, miał dobre intencje i nikogo nie skrzywdził. O rozstrzygnięciu zadecydował Sąd Najwyższy.
„Dokonywanie jakichkolwiek obrzędów na człowieku bez jego WYRAZISTEJ ZGODY narusza niezbywalną ludzką godność, konstytucyjne źródło wszelkich innych wolności i praw”. Tak (mniej więcej) orzekł Sąd Najwyższy, ja zaś – już jako człowiek stary – w pełni podzielam to orzeczenie. To jest esencja tolerancji światopoglądowej, bez której trudno wyobrażać sobie współżycie wielu ludzi w jednym współczesnym państwie.
Każdy dobiera sobie prywatnych druhów wedle osobistych kryteriów. Ludzie połączeni wspólnymi zainteresowaniami i przekonaniami – także natury religijnej – swobodnie organizują rozmaite wspólne środowiska, firmy, związki i stowarzyszenia. Ale instytucje państwa – więc również sądy powszechne oraz publiczne szpitale – muszą, jako dobro wspólne, pozostać światopoglądowo neutralne i tolerancyjne. Katolik ma oczywiście święte prawo uważać, że jego wiara jest bliższa prawdy niż wiara świadka Jehowy (i na odwrót), lecz – z „państwowego” punktu widzenia – wiara ateistów („Boga nie ma”) i wiara agnostyków („nie wiadomo”) orazwiara innowierców („inny Bóg”) musi mieć tę samą wartość duchową co wiara chrześcijan dla chrześcijan, wiara muzułmanów dla muzułmanów, wiara żydów dla żydów itp. Jakże mogłoby być inaczej?