Reklama

Państwu powinno na frankowiczach zależeć - pisze Bartosz Marczuk

Niedopilnowanie przez państwo sprawy ryzykownych kredytów spada częściowo na jego barki. Nie jest to wyłącznie problem klientów banków – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 28.01.2015 21:02

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa/ Waldemar Kompała

List do prof. Leszka Balcerowicza

Wielce Szanowny Panie Profesorze,

Ośmielę się nie zgodzić z głoszonymi przez Pana poglądami na temat osób zadłużonych w szwajcarskich frankach. Używa Pan sformułowań, że „byłoby niemoralne", gdyby otrzymali oni jakąś formę pomocy. Wydaje mi się, że nie zapoznał się Pan z całością materiału dotyczącego tego problemu, stąd uproszczone sądy. W moim odczuciu niemoralne i wbrew interesowi naszej wspólnoty narodowo-obywatelskiej byłoby pozostawienie ich bez wsparcia.

Zawsze apeluje Pan, by w debacie używać argumentów i odnosić się do faktów. Jestem gorącym zwolennikiem tak prowadzonej dyskusji. Dlatego uprzejmie proszę Pana o to, by zechciał się Pan zapoznać z argumentami i faktami, które wskazują, że pozostawienie samym sobie około 2 mln obywateli w ich sytuacji nie ma wiele wspólnego z moralnością i odpowiedzialnością.

Po pierwsze, to nie państwo ma płacić. Osoby zadłużone w szwajcarskiej walucie nie wyciągają ręki do innych podatników, jak twierdzi wielu ich adwersarzy (w tym duchu brzmią też wypowiedzi Pana Profesora). To podstawowa informacja, jaka powinna być artykułowana w debacie publicznej. Zgadzam się z opinią, że przerzucenie ciężaru frankowych kredytów na podatników, którzy ich nie zaciągnęli, jest niemoralne.

Klauzule niedozwolone

Po drugie, kredytobiorcy wskazują, że banki nie zachowywały się wobec nich fair od samego początku, gdy podpisywali umowy. Są w nich zawarte klauzule abuzywne, czyli zapisy niedozwolone przez prawo. Dowodzą tego liczne wyroki sądowe (w „Rzeczpospolitej" pisali o tym bardzo obszernie m.in. Karolina Mikołajek i Marcin Szymański w tekście „W obronie frankowiczów"). Jak na przykład wytłumaczyć, że bank samodzielnie, bez żadnego obiektywnego kryterium, ustala kurs waluty, który determinuje zarówno wysokość raty, jak i całego zadłużenia? To sprzeczne nie tylko z dobrym obyczajem, ale także z prawem.

Po trzecie, w trakcie trwania umów kredytowych dochodziło i dochodzi do dalszych niedopuszczalnych praktyk stosowanych przez banki. Jest tak chociażby z odmową uwzględniania ujemnego LIBOR. W umowach kredytowych pierwotnie zapisywano, że oprocentowanie kredytu wynosi sumę LIBOR 3M oraz marży. Gdy banki zorientowały się, że LIBOR może zmaleć poniżej zera, wysyłały do swoich klientów jednostronne informacje, że takiego ujemnego wskaźnika nie zastosują. Nie wymagały przy tym podpisywania żadnych aneksów, sprawa odbywała się na zasadzie zgody domniemanej.

Czy tak postępuje uczciwy kontrahent? Czy po cichu, jak złodziej, zmienia kluczowe zapisy umowy, bez konieczności podpisania aneksu przez drugą stronę? To tym bardziej bulwersujące, że sam bank w swoich zobowiązaniach stosuje ujemny LIBOR, czyli płaci za pożyczane franki mniej, od klientów żądając więcej. To, że Związek Banków Polskich ogłosił, iż banki będą go łaskawie stosować, zakrawa na groteskę. Przecież to elementarne prawo ich klientów.

Reklama
Reklama

Podobnie jest zresztą z gigantycznymi spreadami stosowanymi przez banki. Przypomnijmy, że dopiero tzw. ustawa antyspreadowa z 2011 r. umożliwiła kredytobiorcom bez przeszkód ominięcie dodatkowego kosztu, jaki banki naliczały sobie za udzielone kredyty. Powstaje też pytanie, dlaczego banki, każąc swoim klientom kupować liczne ubezpieczenia – na przykład od niskiego wkładu czy polisy na życie – nie zaoferowały ubezpieczeń od ryzyka kursowego. Czy były tak mało przewidujące, a może było odwrotnie?

Instytucje zaufania publicznego

Po czwarte, banki nie są takimi instytucjami jak piekarnia czy sklep spożywczy. Podatnicy, w tym zadłużeni we frankach, utrzymują ze swoich podatków nadzór bankowy i mają prawo sądzić, że czuwa on nad minimum ich bezpieczeństwa. Banki są więc poniekąd – przez to, że istnieje nadzór i na przykład gwarancje bezpieczeństwa depozytów – instytucjami zaufania publicznego. Niedopilnowanie przez państwo sprawy ryzykownych kredytów spada bez wątpienia po części na jego barki. Nie jest to wyłącznie sprawa obywateli, w tym klientów banków. Przecież oni nie ubiegali się o kredyty w lichwiarskich instytucjach czy u mafii, ale w nadzorowanych przez państwo bankach, których działalność regulują liczne ustawy.

Po piąte, nie jest tak, jak mówi wielu obserwatorów, że klienci banków mieli wybór między kredytem w złotym i w walucie obcej. Bardzo często banki nie chciały lub nie mogły udzielić kredytów w rodzimej walucie, oferując wyłącznie kredyt walutowy, ze względu na zdolność kredytową. Była to zatem gra o sumie zerowej – albo otrzymasz kredyt w walucie obcej, albo wcale. Znamienne jest, że tzw. doradcy kredytowi wręcz wciskali takie kredyty klientom. I znowu – czy tak powinien zachowywać się bank jako instytucja zaufania publicznego? A jeśli się okazało, że tak bardzo się pomylił, to czy powinien teraz umywać ręce?

Po szóste, w będącej na dorobku Polsce istnieje prawo jednoznacznie preferujące banki udzielające kredytów na nieruchomości. Wyłącznie kredytobiorca – mimo że ma obliczoną przez bank zdolność kredytową, a bank dokonuje wyceny kredytowanej nieruchomości – odpowiada za nadzwyczajne wydarzenia na rynku, takie jak na przykład spadek cen. Dzieje się tak dlatego, że odpowiada całym majątkiem za kwotę kredytu.

To o tyle niesprawiedliwe, że przerzuca na klienta banku całe ryzyko takich zawirowań. W wielu krajach obowiązuje prawo, które mówi, że jeśli dłużnik nie jest w stanie obsłużyć kredytu, oddaje bankowi kredytowaną nieruchomość i jest z nim kwita. Czy istniejące w Polsce rozwiązanie nie zachęca banków do ryzykownych zachowań – zawsze, nawet w razie nieprzewidzianych zjawisk, ma klienta w garści. Czy nie jest to oczywista asymetria ryzyka?

Po siódme, państwo nie jest bytem oderwanym od obywateli. Jest odwrotnie. To naród stanowi podmiot, państwo zaś ma wobec niego rolę służebną. Jeśli zatem około 2 mln obywateli utknęło w pułapce, która może okazać się dla nich klatką do końca życia, to państwo nie powinno zamykać oczu i mówić: „nic nas to nie obchodzi". Tym bardziej że praktyka banków w tej sprawie jest więcej niż dyskusyjna.

Reklama
Reklama

Powtórzę – nie słyszałem, by kredytobiorcy domagali się pieniędzy od państwa. Chcą tylko, wobec tego, że są słabszą stroną w sporze z bankami, i wobec często ordynarnej polityki, jaką w stosunku do nich prowadzą, by państwo w ich imieniu zostało pośrednikiem w kontakcie z sektorem bankowym. Nie wydaje się, by taka prośba była przesadzona.

Problem społeczny

I po ósme, rzecz być może najważniejsza. Trzeba pamiętać, że osoby, które zaciągały w latach 2006–2008 kredyty w walutach obcych, nie są statystycznie takie same jak reszta społeczeństwa. Są lepiej wykształcone, bardziej przedsiębiorcze, młodsze, posiadające więcej dzieci, aktywne zawodowo. Są to zatem ludzie, na których państwu powinno zależeć w szczególny sposób.

Pamiętajmy także, że chodzi o osoby, które uwierzyły w polski sukces. Gdy wielu ich rówieśników uciekało do Londynu czy Dublina, one zostawały w kraju, wierząc, że tutaj jest dla nich przyszłość. Ludzie ci nie trzasnęli za sobą drzwiami, ale mierzyli się z życiem w trudnej polskiej rzeczywistości.

Czy chcemy im przetrącić kręgosłupy? Czy chcemy, by stali się heroldami hasła: „Polska to nie jest kraj do życia"? Czy chcemy, by uciekli z kraju? Jeśli nie, to powinniśmy spojrzeć na problem ponad 550 tys. rodzin złapanych w kredytową pułapkę w sposób systemowy. Koszty zamiatania pod dywan tego problemu będą o wiele wyższe niż próba znalezienia rozwiązania i rozsądnego kompromisu na linii kredytobiorca–bank.

Autor ma kredyt we frankach szwajcarskich

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Komu podziękować za transformację
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama