Po powrocie z zagranicy, np. z Katalonii, kiedy już znajdę się na polskich ulicach, dwie rzeczy mnie uderzają: straszliwy brud na chodnikach oraz to, że piesi czekają na czerwonym świetle nawet wtedy, kiedy jezdnia aż po horyzont jest pusta. Tymczasem znajomy Katalończyk oprowadzający mnie pierwszego dnia po swoim mieście, kazał mi przechodzić przez jezdnię przy czerwonym świetle na sygnalizatorze, jeśli w polu widzenia nie miałem żadnego samochodu.
Od tamtego czasu przyjąłem zwyczaj przechodzenia przez jezdnię także na czerwonym świetle, kiedy widzę, że do przejścia nie zbliża się żaden pojazd. Oszczędzam w ten sposób jakieś pół minuty.
Przeżycie prawne
Bogiem a prawdą, literalnie biorąc treść rozporządzenia o znakach drogowych, pieszego dotyczy, a zarazem obowiązuje tylko jeden znak świetlny – S-5, tj. ten z czerwonym ludzikiem w postawie na baczność albo z zielonym, maszerującym.