Do wyborczego tryumfu Prawa i Sprawiedliwości w wielkiej mierze przyczyniło się pozyskanie znacznej liczby głosów wyborców umiarkowanych, ludzi o poglądach centroprawicowych i centrowych, którzy dotychczas nie głosowali na partię Jarosława Kaczyńskiego, traktując je jako ugrupowanie skrajne i awanturnicze. Nie tylko degrengolada PO i jej wyraźne przesunięcie się na lewo, spowodowały, że w ostatnich wyborach poparli oni PiS.
Nowych wyborców formacja Kaczyńskiego zyskała już w kampanii prezydenckiej. Andrzej Duda składał w niej kosztowne zobowiązania, niebezpieczne dla finansów publicznych, ale sprawiał wrażenie człowieka umiarkowanego, który potrafi wzbudzać sympatię, dzięki swej pracowitości i energii.
Umiarkowany wizerunek PiS umocniła w kampanii parlamentarnej Beata Szydło, wyznaczona przez Kaczyńskiego na stanowisko premiera w przyszłym rządzie.
Wielu prawicowych komentatorów daje wyraz przekonaniu, że dobrze wyreżyserowany umiarkowany wizerunek PiS z kampanii wyborczej to nie tylko posunięcie taktyczne, służące przejęciu władzy, ale strategiczny wybór przywódcy ugrupowania, który zamierza na długo zająć polityczne centrum, aby utrwalić dominację tej formacji na polskiej scenie politycznej. Podczas wieczoru wyborczego z entuzjazmem o takiej perspektywie mówił Andrzej Urbański, wieloletni bliski polityczny współpracownik braci Kaczyńskich.
Czy PiS rzeczywiście stanie się partią centroprawicową, a jego rząd w pełni obliczalnym, kolejnym gabinetem III Rzeczypospolitej? Nie wierzę w taki scenariusz, chociaż byłby on korzystny dla Polski.