Kiedy skończyłem opublikowaną na łamach „Rzeczpospolitej" lekturę tekstu moich kolegów zawodowych, adwokata Jacka Dubois i aplikanta adwokackiego Michała Zacharskiego, musiałem się uszczypnąć w policzek, by sprawdzić, czy śnię. I to wcale nie dlatego, że autorzy tego artykułu prezentują odmienne poglądy od moich na temat Jarosława Kaczyńskiego. Bo w końcu – choć tandem Dubois–Zacharski zdaje się w to powątpiewać – żyjemy w demokracji i każdy ma prawo do własnych poglądów.
Kaczyński równa się naziści?
Rzecz w tym, że od adwokatów, nawet jeśli występują chwilowo w roli publicystów, wymaga się, aby trzymali się faktów. Zwłaszcza jeśli publicznie stawiają tezę szokującą, a dla niektórych, także dla mnie, wręcz obrzydliwą, o podobieństwie – w zakresie oceny obywateli – założeń Jarosława Kaczyńskiego do poglądów – jak to piszą – „niemieckich nazistów".
Punktem wyjścia wspomnianej tezy Dubois i Zacharskiego jest przeciwstawienie wystąpień Jarosława Kaczyńskiego z lat 2013 i 2015. W pierwszym, z 11 listopada 2013 roku w Krakowie, Jarosław Kaczyński „twierdził, że ocaliliśmy niepodległość i zbudowaliśmy wielkie europejskie państwo tylko dlatego, że byliśmy jednością, oraz że trzeba odrzucić wszelkiego rodzaju koncepcje, które prowadzą do różnicowania Polaków". W drugim wystąpieniu – tuż po ostatnich wyborach parlamentarnych, według Dubois i Zacharskiego, „ten sam polityk nie widzi już problemu w stosowaniu koncepcji różnicujących obywateli Rzeczypospolitej w praktyce (i to eugenicznych!)", a autorzy szybko, na jednym oddechu, dodali: „przypisując części Polaków genetyczną niższość, prezes wpisał się w kontrowersyjną narrację" .
Następnie, żeby czytelnikowi nie rozmyły się odpowiednie skojarzenia, Dubois i Zacharski przeprowadzili analizę historyczną koncepcji i praktyk eugenicznych. Zaczęli od Sparty, przypominając zrzucanie upośledzonych dzieci ze skały, skąd błyskawicznie przenieśli się do hitlerowskich Niemiec, nie zapominając o sortowaniu ludzi i dymiących kominach Auschwitz-Birkenau, Treblinki i Majdanka, po drodze jeszcze wspomnieli o segregacji rasowej w USA i sterylizacji, aż wreszcie dotarli do osoby, która, według nich, zbudowała swoją ocenę obywateli na podobnych zasadach jak te przed chwilą wymienione, czyli – co powinno być oczywistą oczywistością dla wszystkich „demokratów" – do Jarosława Kaczyńskiego. Stąd, opierając się na logice zaproponowanej przez Dubois i Zacharskiego, czytelnik może wyprowadzić proste równanie eugeniczne: Sparta równa się hitlerowskie Niemcy równa się Kaczyński.
W gruncie rzeczy do tego sprowadza się cały wywód Dubois i Zacharskiego. Wydawałoby się (i dlatego pisałem o szczypaniu się w policzek), że sam pomysł zastosowania takich skojarzeń powinien być uznany za tak szalony, że winien zwalniać od konieczności polemiki z tym artykułem albo przenosić ją na poziom politowania. Jednak obserwowana, w mediach i na forach społecznościowych, łatwość i powszechność prezentowania takich i podobnych tez – dotyczących w szczególności Jarosława Kaczyńskiego, ale i innych członków PiS (głównie Antoniego Macierewicza) – zmusza do pokazania mechanizmów odnawiającego się przemysłu pogardy. Przemysłu, który w czasie rządów PO kwitł dzięki wsparciu usłużnych mediów, a teraz spotyka się z poparciem nie mniej usłużnych przedstawicieli palestry. Jedni z nich piszą paszkwile, a inni skaczą na ulicach.