Polska szansą Berlina

Nasi partnerzy muszą zrozumieć, że Polska nie jest nieistotna systemowo ani dla Unii Europejskiej, ani dla NATO, ani tym bardziej dla Niemiec. Polska prawica zaś musi zrozumieć, że realizacja międzynarodowych interesów Warszawy jest ściśle związana z polsko-niemieckim partnerstwem – pisze politolog.

Aktualizacja: 16.05.2016 00:13 Publikacja: 15.05.2016 19:12

Polska szansą Berlina

Foto: Wikimedia Commons

Ostatnie miesiące przynosiły kolejne artykuły o końcu niemieckiej Europy, powolnym upadku Niemiec i kresie rządów Angeli Merkel. Były one z satysfakcją odnotowywane przez sporą część polskich środowisk prawicowych i niektórych polityków. Wreszcie, Niemcy kaputt! Czy aby słusznie? Czy rzeczywiście w naszym interesie jest upadek rządów kanclerz Merkel? Czy partnerstwo z Niemcami nie jest konieczne do realizacji naszych celów w Unii Europejskiej?

Słabość Angeli Merkel

Ze względu na kryzys uchodźczy ostatni rok był dla kanclerz Angeli Merkel najtrudniejszy w jej 11-letnich rządach. Jeśli z kolejnych faz kryzysu finansowego i strefy euro wychodziła ona wzmocniona, to kryzys uchodźczy, ze względu na ewidentne minięcie się z możliwościami i odczuciami niemieckiej opinii publicznej, podważył jej pozycję zarówno wśród wyborców, jak i we własnej partii. Angela Merkel jeszcze nigdy nie była tak słaba i jeszcze nigdy jej możliwości współkreowania polityki europejskiej nie były tak ograniczone.

Właściwie są tylko dwa sposoby wytłumaczenia, dlaczego pani Merkel postąpiła tak, a nie inaczej. Albo zareagowała emocjonalnie, autentycznie przejęta dramatem uchodźców – z tym że byłoby to zaskakujące, ponieważ przez ostatnie kilkanaście lat Merkel zawsze zarzucano prowadzenie przemyślanej, chłodnej i taktycznie dostrojonej do nastrojów społecznych polityki małych kroczków. Albo Niemcy potrzebują w najbliższych latach – ze względu na dramatyczną sytuację demograficzną – kilkuset tysięcy rąk do pracy, w tym przede wszystkim inżynierów i mechaników.

Jeśli Merkel kalkulowała, że dzięki integracji kilkumilionowej rzeszy imigrantów (tak jak wcześniej z mniejszymi lub większymi sukcesami stało się to z przybyszami z Włoch, Grecji czy Turcji albo uchodźcami z Bałkanów) zabezpieczy – w perspektywie długofalowej – niemiecką gospodarkę, to przeceniła z jednej strony zdolności absorpcyjne Niemiec, a z drugiej chęć asymilacji ze strony wielu imigrantów. To jednak będziemy mogli ocenić dopiero za kilkanaście lat, a może nawet kilkadziesiąt. Niezależnie od motywów i błędnych decyzji Angela Merkel zaryzykowała wszystko, a to wymusza pewien szacunek. Nie znajdziemy w Europie wielu polityków, którzy będąc u szczytu popularności i wpływów, gotowi są zaryzykować utratę rządów.

Niestety, kryzys uchodźczy stał się katalizatorem dla populistów, nacjonalistów i innych skrajnych polityków. Pokazuje to między innymi sukces Alternatywy dla Niemiec (AfD), której członkowie zasiadają obecnie już w połowie parlamentów krajów związkowych, czy też wygrana kandydata Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) w ośmiu z dziewięciu krajów związkowych w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Austrii.

Oba wydarzenia powinny w Polsce wzbudzić zaniepokojenie. Jeśli nawet przeszlibyśmy do porządku dziennego nad często tanim populizmem obu partii czy też niektórymi ich politykami o ewidentnie brunatnym zabarwieniu (do dzisiaj niektórzy działacze FPÖ głoszą ideę „Wielkich Niemiec" i pochwalają anszlus Austrii do Niemiec), to już ich otwartość wobec putinowskiej Rosji powinna nas mocno zaniepokoić.

A jeśli nałożyć na to oczekiwanie sporej części europejskiej lewicy (niemieckiej, francuskiej itd.) i establishmentu gospodarczego, że w połowie roku zacznie się proces normalizacji stosunków z Rosją, to musimy się zastanowić, czy Angela Merkel rzeczywiście jest największym nieszczęściem, jakie mogło spotkać Polskę.

Pamiętajmy też, że przez niemiecki establishment gospodarczy i wielu rosyjskich polityków Merkel jest uznawana za jednego z najbardziej antyrosyjskich polityków w historii Niemiec. Przy tym, co jest szczególnie rzadkie wśród tzw. niemieckich przyjaciół Polski, Merkel myśli o naszym kraju raczej podmiotowo, a na pewno nie paternalistycznie i w kategoriach misji cywilizacyjnej Niemiec.

Jedno jest pewne, otoczenie międzynarodowe staje się dla Polski coraz trudniejsze. Dlatego warto spokojnie pomyśleć nad nową pragmatyczną i funkcjonalną agendą stosunków polsko-niemieckich. Zanim się jednak zastanowimy, jak mogłaby wyglądać owa nowa agenda, należy spojrzeć na obecną sytuację.

Menedżer kryzysów

Nieprawdopodobny ciąg kryzysów, z jakimi przyszło się zmierzyć Niemcom w Unii Europejskiej od 2009 r. (także z własnej winy) oraz słabość ich głównych partnerów (Francja, Wielka Brytania), na których jeszcze w 2007 r. Angela Merkel chciała oprzeć przyszłość Wspólnoty Europejskiej, rozniosły w istocie powojenną i pozjednoczeniową strategię Niemiec. Strategię, która polegała na europeizowaniu swojej polityki oraz interesów i problemów. Mimo rozpadu dotychczasowej strategii europejskiej Niemcy nie stały się świadomym hegemonem, ale jedynie przeciążonym menedżerem kryzysów, który dla dobra własnej gospodarki stara się tak zrestrukturyzować rozchwiany do granic możliwości projekt Unii Europejskiej, żeby mógł dalej trwać i przynosił im korzyści.

Procesy zarządzania kryzysowego i restrukturyzacji spowodowały jednak dwie rzeczy. Po pierwsze, wszyscy domagają się od niemieckich polityków zdecydowanych, silnych działań. Po drugie, właśnie te działania (co prawda nigdy nie były one ani tak zdecydowane, ani silne) stały się źródłem dawno niespotykanej niechęci wobec Niemiec. Bo kto lubi menedżera, który każe oszczędzać lub przyjmować z góry narzucone obciążenia w postaci automatycznej relokacji uchodźców, a jednocześnie nie jest w stanie przedstawić wizji, która wszystkich by zjednoczyła i zmobilizowała do wspólnego wysiłku?

Na dodatek w gąszczu problemów, zmian, perturbacji i kryzysów w oczach niemieckich partnerów znowu jako problem pojawia się Polska. Zgoda, Polska jest problemem dla Niemiec, ale tylko o tyle, o ile jest za duża, żeby dalej traktować ją jak junior partnera. Z tym że ani rząd Prawa i Sprawiedliwości, który prowadzi zdecydowanie bardziej asertywną politykę europejską, nie chce się na tę rolę godzić, ani nie jest już ona na rękę samym Niemcom. W czasach mniejszej lub większej reformy traktatów unijnych, tlącego się kryzysu strefy euro, kryzysu uchodźczego, potencjalnego Brexitu i wielu innych strukturalnych problemów UE asertywny partner w Warszawie jest co prawda dla Niemców sporym wyzwaniem psychologicznym, ale może być szansą. PiS nie jest więc dla Berlina zagrożeniem, jest szansą na zyskanie silnego partnera. Tym bardziej że partnerstwo z Warszawą poniekąd zdejmuje z Niemiec odium hegemonii.

Partner, nie podwykonawca

Mając na uwadze powyższą diagnozę, zastanówmy się nad nową strategią współpracy Polski i Niemiec, w której Niemcy zyskują – tak potrzebnego im – asertywnego i silnego sojusznika, a Polska będzie mogła wykorzystać okoliczności sprzyjające budowaniu perspektywy bezpiecznego rozwoju.

Aby tak się stało, nasi niemieccy partnerzy muszą wreszcie zrozumieć, że Polska nie jest nieistotna systemowo zarówno dla Unii Europejskiej, jak i NATO, a tym bardziej dla samych Niemiec. Z kolei polska prawica musi zrozumieć, że realizacja międzynarodowych interesów Polski jest ściśle związana z funkcjonującym polsko-niemieckim partnerstwem, co wcale nie stoi na przeszkodzie ścisłej współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej.

Należy zatem rozpoznać wzajemne obszary współpracy. Innymi słowy, sporządzenie protokołu rozbieżności może być pomocne w identyfikacji przestrzeni, w której wspólne działania przynoszą obopólne korzyści. Nie należy wychodzić z założenia, że relacje polsko-niemieckie muszą być zgodne we wszystkich dziedzinach, ale też nie należy przenosić logiki konfliktu interesów w partykularnych kwestiach na obszary, w których wspólna działalność obu państw może przynieść profity.

Właśnie dlatego, że Polska jest istotna systemowo, w interesie Niemiec ważne jest, aby nasz kraj pozostał obszarem stabilności. Stabilność wiąże się jednak nie tylko z bezpieczeństwem regionu, ale też z gospodarczą stabilnością, a zatem bezpiecznym rozwojem. W kwestiach gospodarczych wydaje się to naturalne, ponieważ Niemcy zaliczają Polskę – tak jak i siebie – do państw Północy. Zatem wydajemy się im w wielu aspektach polityki prorozwojowej naturalnym sojusznikiem. A więc nie możemy być jedynie rynkiem zbytu, lecz przede wszystkim podmiotowym partnerem o własnych priorytetach rozwojowych.

Funkcjonalną możliwą współpracę można pokrótce pokazać na trzech kluczowych przykładach. Po pierwsze, potencjalne wejście Polski w ciągu dekady do strefy euro i przystąpienie w nieodległym czasie do unii bankowej sprawią, że nasz kraj dołączy do Niemiec jako istotny systemowo sojusznik, stanowiąc przeciwwagę dla państw południowych. Potencjalnie taka sytuacja może sprawić, że Polska zmieni się z obecnego „podwykonawcy" w partnera, który podmiotowo określa warunki tej współpracy. Warunki te mogłyby dotyczyć dwóch kluczowych – obecnie – potrzeb dla bezpiecznego rozwoju Polski, tj. polityki energetycznej oraz zmiany paradygmatu polityki wobec Rosji w połączeniu z utrzymaniem silnie transatlantyckiego wymiaru polityki bezpieczeństwa w Europie.

Po drugie, musimy Niemcom uświadomić, że przeciwstawienie energii zielonej i energii czarnej może zdestabilizować polską gospodarką i zagrozić jej bezpiecznemu rozwojowi. Co więcej, ze względu na trudności i rozmach cywilizacyjny przeprowadzanej „Energiewende" możemy być Niemcom potrzebni jako funkcjonalny gwarant ich systemu energetycznego.

Trzeci obszar dotyczy zmieniającej się sytuacji geopolitycznej wywołanej działaniami wojennymi Rosji oraz koniecznych przewartościowań w polityce bezpieczeństwa. Niemcy we własnym interesie powinni zrozumieć, że mogą prowadzić wobec Rosji tylko taką politykę, która nie zagraża Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. W tej sytuacji niemiecki rząd nie może wspierać takich projektów jak Nord Stream 2, ale nawet powinien się im otwarcie sprzeciwiać, a nie zasłaniać się argumentem, że inwestycja jest prywatnym przedsięwzięciem. Należy się również zastanowić, czy Niemcy swój eksport zbrojeniowy powinny kierować do Rosji. W zamian za realne modyfikacje w polityce bezpieczeństwa wobec Rosji Polska powinna się zastanowić, czy nie ma możliwości zwiększenia zaangażowania w rozwiązywanie kryzysu uchodźczego. Mogłoby to być zarówno bezpośrednie zaangażowanie w Syrii lub wsparcie misji patrolowych na Morzu Śródziemnym, jak i jakiś rodzaj misji humanitarnej w regionie kryzysu.

W trudnym otoczeniu

Niezależnie jednak od tego, czy wspomniane tematy będą stanowić punkt wyjścia do zbudowania szczegółowej agendy stosunków polsko-niemieckich, musimy wziąć pod uwagę, że otoczenie międzynarodowe staje się dla Polski coraz trudniejsze. Ponadto należy pamiętać, że ugodową i pryncypialną politykę zagraniczną – wbrew pozorom – łączy brak dwóch cech, a mianowicie aktywności i pragmatyzmu. A Polsce dzisiaj trzeba aktywnej, pragmatycznej i podmiotowej polityki europejskiej, wspartej silnym partnerstwem Polski i Niemiec.

Autor jest ekspertem polityki europejskiej Niemiec oraz konstytucyjnych aspektów integracji UE w Centrum Europejskim Natolin oraz Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?