Problem ten dotyczy zwłaszcza handlu, najbardziej zadłużonej branży w I kwartale. Zaległe zobowiązania handlowców wpływają z kolei na zadłużenie w przemyśle, bo producenci czekają na pieniądze z hurtowni i sieci sklepów, by móc zapłacić dostawcom.
Handel, na czele z dużymi sieciami, narzeka oczywiście, że ma pod górkę, która zrobiła się bardziej stroma po rozszerzeniu zakazu handlu w niedzielę. To z kolei nasiliło promocyjną walkę hipermarketów i dyskontów konkurujących obniżkami cen o klientów. Wprawdzie cenowe promocje w dużej mierze finansują dostawcy, którzy muszą zejść z marży, ale i sklepy ponoszą koszty tej walki. W dodatku przy ogromnej konkurencji, podsycanej jeszcze przez e-handel, towar dłużej zalega na półkach.
W dostępnych statystykach dotyczących zadłużenia nie ma niestety informacji, kto odpowiada za warte prawie 7 mld zł zaległe płatności handlu. Czy to głównie „zasługa" rosnących w siłę dyskontów i tzw. sklepów convenience? Czy może sklepów budowlanych, sieci RTV/AGD, a może tracących rynek hipermarketów i hurtowni. Z danych GUS wynika, że chociaż w I kwartale br. handel detaliczny jako całość radził sobie nieźle, zwiększając sprzedaż o 5 proc. w skali roku (rekordzistą były sklepy meblowe), to już obroty sklepów ogólnospożywczych nieco spadły.
To jedna strona medalu. Druga jest mniej pozytywna dla dużych sieci, które od lat tresują swoich dostawców wydłużanymi do maksimum terminami płatności. W rezultacie wraz z rosnącymi obrotami rosną i ich zobowiązania. O ile jeszcze czołowi producenci z silnymi markami, stale wspieranymi reklamowo, mogą liczyć na pewne względy, to słabsi dostawcy są często źródłem taniego kapitału obrotowego. Mamy wprawdzie przepisy określające terminy i zasady płatności, ale w praktyce sprawdza się tu powiedzenie: hulaj dusza, piekła nie ma. Jednak do czasu – a konkretnie do 2020 r., bo wtedy ma wejść w życie ustawa o zatorach płatniczych, która wprowadzi m.in. możliwość kar finansowych za opóźnienia w płatnościach i zmusi duże firmy do ujawniania swoich praktyk płatniczych. Jeśli handlowcom dojdzie do tego podatek od obrotów, to wielu z nich może poczuć, że jeśli nawet nie są jeszcze w piekle, to przynajmniej w jego przedsionku.