Podróż z Polski na Polinezję Francuską to długie i skomplikowane przedsięwzięcie logistyczne. Kto nie musi liczyć się z kosztami, nie zwraca uwagi na takie detale jak linie lotnicze, którymi podróżuje. Chce dotrzeć wygodnie i szybko i za to płaci bardzo słono. Reszta musi szukać tańszych alternatyw.
Jedną z nich jest podróż przez Dohę i Auckland do Papeete, stolicy Tahiti. Ostatni odcinek tego relatywnie niedrogiego połączenia obsługuje Air New Zealand. A to pech, mogę powiedzieć, bowiem z tą linią zetknęłam się już niestety nie raz. Operując w najbardziej osamotnionym regionie świata, gdzie przez dziesieciolecia nie wykształciła się prawdziwa konkurencja, nowozelandzki narodowy przewoźnik miał monopol na szybkie dostawy ludzi i towarów na oblewane zimnymi wodami Morza Tasmana wyspy. Nie musiał robić nic, by mieć pełne samoloty.