Były prezes Citigroup Sandy Weill mówi, że nikt tak jak Jamie Dimon nie potrafi pokierować swoją karierą. Śmieje się, że to najlepszy na Wall Street szef działu personalnego – potrafi znaleźć najlepszego człowieka na dane stanowisko.
Ale nie tylko dlatego Jamie Dimon wymieniany jest wśród najbardziej wpływowych ludzi świata.
Pięćdziesięciolatek greckiego pochodzenia (nosi jeszcze greckie imię Papademetriou) finansów nauczył się od dziadka, który był jednym z najsłynniejszych brokerów w Ameryce. Brokerem był też jego ojciec. Przez 19 lat pracowali razem, a Jamie Dimon praktykował u nich podczas wakacji. Ba, sam zdobywał wiedzę z... biologii. Dopiero później skończył ekonomię na Tufts University i MBA na Harvardzie. Kiedy zaczynał pracę, dostał propozycję z banku inwestycyjnego Goldman Sachs oraz Morgan Stanley. Ale ponieważ wysłał papiery także do American Express, Sandy Weill przekonał Dimona, by poterminował u niego jako asystent. Weill postawił sprawę jasno: nie mógł mu zapłacić tyle co Morgan Stanley i Goldman Sachs, ale obiecał, że praca z nim będzie frajdą. Pracowali razem do 1995 r. i pracę podzielili tak: Weill zamykał transakcje, a Dimon sprawiał, że kończyły się sukcesem. Potem razem poszli do Citigroup i podział zadań był taki jak wcześniej. Razem też stworzyli z Citigroup największą grupę finansową świata. Z czasem ich drogi się rozeszły, nie wiadomo, z jakiego powodu, bo żaden z nich nie chce o tym mówić. Plotka głosi, że poszło o córkę Weilla, której Dimon nie chciał awansować. Potem Dimon miał powiedzieć, że został przez Weilla zwolniony. Mimo to, kiedy jesienią ubiegłego roku prezes Citigroup został zwolniony, a rada nadzorcza i najwięksi akcjonariusze znowu chcieli na tym stanowisku posadzić Weilla, on zaproponował Dimona. Tyle że ten nie był zainteresowany.
Dimon poszedł do Bank One, piątego co do wielkości banku w USA. Został jego prezesem, a kiedy One kupił JP Morgan Chase, został szefem połączonych banków.
Kiedy niespełna rok temu przyszedł do JP Morgan Chase, kluczowe stanowiska obsadził znajomymi z Bank One i błyskawicznie przeprowadził restrukturyzację. Dziś jest jednym z niewielu, których nie zmiotła fala zwolnień po kryzysie na rynku kredytów hipotecznych. I zdaniem analityków nie ma się czego obawiać, chyba że sam chciałby odejść.