To między innymi dzięki dobrym regulacjom krajowym instytucjom udało się uniknąć kłopotów, jakie spotkały zagraniczną konkurencję – podkreślali ekonomiści. Obserwując jednak bieżącą aktywność KNF, mam wrażenie, że trochę się zagalopował.
Nie przypominamy sobie, by kiedykolwiek w historii giełdy w tak jednoznaczny sposób ostrzegano inwestorów przed spadkami. Dotychczas takie działania były domeną analityków, ekspertów czy ekonomistów. Teraz to się zmieniło. Komunikat KNF jednoznacznie zasygnalizował, że w piątek będzie znaczna podaż akcji spółek WIG20. Ujawniono przy tym stan posiadania jednego inwestora i określono, jakie pozycje zajął (i ile z nich) na rynku terminowym. To także bez precedensu.
Owszem bardzo dużą liczbą otwartych krótkich pozycji stwarza możliwość załamania na rynku kasowym. Nie wydaje mi się jednak, by był to powód do wprowadzania nowych reguł. A takie sygnały wysłała GPW. Rynkowa gra powinna się toczyć na niezmienionych zasadach aż do momentu, gdy kontrakty grudniowe wygasną.
Giełda i KNF prawdopodobnie kierowały się dobrem inwestorów. Tyle tylko, że ci ostatni z pewnością nie wypadli sroce spod ogona. Od poniedziałku liczba otwartych pozycji na grudniowych kontraktach zmniejszyła się z 90 do około 60 tys. I jeszcze jedno. Od dłuższego czasu mówi się, że giełda cierpi na brak zagranicznego kapitału. Działania KNF i GPW z pewnością tego nie zmienią.