Polska wiarygodność przeliczana na miliardy

Ryzyko kosztuje. Wiarygodny pożyczkodawca płaci od zaciągniętych kredytów dużo mniej odsetek niż ten, który uważany jest za mniej wiarygodnego.

Aktualizacja: 09.03.2009 06:47 Publikacja: 08.03.2009 20:00

[b][link=http://blog.rp.pl/jablonski/2009/03/08/polska-wiarygodnosc-przeliczana-na-miliardy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

W Nowym Jorku obligacjami amerykańskimi handluje się przy rentowności niespełna 2 proc., a polskimi w Warszawie około 6 proc. To jawna niesprawiedliwość, ale rynki finansowe to maszyna do hurtowego robienia pieniędzy, a nie Sąd Ostateczny rozliczający indywidualnie każdego grzesznika.

Dla nas ta dysproporcja jest niezwykle bolesna. Można szacować, że gdybyśmy mogli obniżyć odsetki płacone od naszego długu choćby o 3 pkt proc. (tj. do poziomu Włoch), to zaoszczędzilibyśmy w skali roku około 17 mld zł.

Niestety, w oczach wielu zachodnich inwestorów jesteśmy tak małym państwem, że nie warto poświęcać czasu na analizę ryzyka związanego z naszą walutą i gospodarką. Gdy taki inwestor słyszy, że jakiemuś krajowi w naszym regionie wali się gospodarka albo wartość waluty, wtedy wyprzedaje papiery wszystkich sąsiednich państw. Robi to szybko i bez zastanowienia, bo każda minuta może powiększać jego straty.

74,5 mld zł ulokowanych przez zagranicznych inwestorów w polskich złotowych papierach skarbowych pod koniec 2007 roku miało wartość 20,8 mld euro. Gdyby nie sprzedawali tych papierów, ich straty po roku wynosiłyby prawie 3 mld zł, a dziś około 4,5. Zagraniczny kapitał kupujący polskie papiery jest dla nas bardzo cenny. Moglibyśmy się pewnie bez niego obejść, ale wtedy trzeba by płacić wyższe odsetki (co oznacza większe wydatki budżetu), a kapitał ulokowany w rządowych papierach nie wspierałby gospodarki. Banki, zamiast udzielać ryzykownych kredytów, dużo chętniej kupowałyby bony skarbowe i obligacje.

Zatem trzeba walczyć o zaufanie zagranicznych inwestorów. Rząd czyni to bardzo skutecznie. Ale wizerunek wiarygodnej gospodarki to nie tylko buńczuczne opowieści o tym, jak pięknie dziś wyglądamy na tle większości państw regionu. To także wiara, że za rok czy dwa będzie podobnie. A więc, że do władzy nie dojdą ugrupowania, których główną metodą walki z kryzysem jest szybkie zwiększanie zadłużenia. Bo tego inwestorzy – krajowi i zagraniczni – nie lubią, a pieniądze będą lokować wszędzie, byle nie w polskich obligacjach.

Opinie Ekonomiczne
Jak zaprząc oszczędności do pracy na rzecz konkurencyjnej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Blackout, czyli co naprawdę się stało w Hiszpanii?
Opinie Ekonomiczne
Czy leci z nami pilot? Apel do premiera
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku