Można powiedzieć, że to jedno z pozytywnych następstw gospodarczego załamania. Bo inaczej nadal w posiadaniu stróżów prawa byłby - kosztowny wszak w utrzymaniu - stadion czy budynek kina. A po co policji stadion czy inne pamiątki rodem z PRL? Takie nieruchomości mogą trafić do samorządów, którym na pewno się przydadzą. A jeśli nawet się nie przydadzą, to na ich sprzedaży lokalne władze będą mogły przynajmniej zarobić. Bo właśnie od samorządowców ostatecznie będzie zależał sposób wykorzystania otrzymanych nieruchomości. Polska ma już doświadczenia z przekazywaniem samorządom terenów wojskowych. Likwidowane jednostki często oddawały swoje budynki gminom, a te przeznaczały je na szkoły, urzędy czy też sprzedawały. Wiele samorządów na tym skorzystało, choć - przyznajmy - były i takie, które nie potrafiły sensownie zagospodarować otrzymanych nieruchomości. O pozbywaniu się zbędnych gruntów i budynków od kilku lat wspominają też władze Polskich Kolei Państwowych. Jednak na razie nie udaje im się dotrzymać ustalonych planów. To kolejny przykład państwowego molocha, który nie potrafi dobrze zarządzać posiadanymi aktywami, ze sprzedaży których mógłby uzyskać kilka miliardów złotych. Pieniędzy, które bardzo by się kolejom przydały, bo firma przynosi straty i co roku wyciąga rękę po dofinansowywanie z pieniędzy podatników. Dlatego zasadny wydaje się postulat, by rząd - oprócz prywatyzacji państwowych firm - zlecił wszystkim zależnym od siebie instytucjom przegląd posiadanych aktywów. Najpierw sens ich posiadania powinien jednak ocenić jakiś zewnętrzny audytor. Bo inaczej może się okazać, że PKP muszą nadal posiadać zakładowe mieszkania, a policja - własne kino. Zdrowy rozsądek mówi, że władze kolei nie powinny wynajmować lokali, ale zajmować się przewozami. A policja nie powinna sprzedawać biletów na filmy i mecze, ale ścigać przestępców. Dla pracowników obu tych instytucji pracy na pewno nie zabraknie.