– Gdy zbliżają się kłopoty i spowolnienie, najwięcej płacę sprzedawcom i specjalistom od finansów. W czasach prosperity podwyżki, większe od innych, daję ludziom od marketingu – tak swoje zasady związane z podnoszeniem płac tłumaczył szef jednej z dużych prywatnych firm budowlanych prowadzących inwestycje w wielu województwach w kraju. Z informacji firm zajmujących się rekrutacją pracowników na najwyższe i specjalistyczne stanowiska wynika, iż znikają różnice w wynagrodzeniach w firmach, które swoje siedziby mają w różnych częściach naszego kraju. W ten sposób Warszawa przestaje być płacowym guru, bo wszędzie pracownikom oferuje się podobne stawki.

Gdyby jeszcze ludzie, którzy korzystają na wyrównywaniu regionalnych różnic, mieszkali tam, gdzie pracują, to rzeczywiście istniałaby szansa, że za jakiś czas skorzystaliby na tym także inni – ich sąsiedzi. Bo ludzie majętni są zwykle dobrymi klientami. Równocześnie jednak te same firmy rekrutacyjne przyznają, iż znacznie mniej wiedzą, jak wygląda sytuacja w województwach na tzw. ścianie wschodniej. Tu bowiem rzadko miewają klientów. Gdyby było ich coraz więcej, to rzeczywiście moglibyśmy zauważyć wyrównywanie różnic między regionami.

Dopóki jednak władze mniejszych miast nie zrozumieją, że równie ważna jak wysokość pensji jest jakość życia, dopóki nie przestaną patrzeć na turystów i tych, którzy chcą się u nich zatrzymać na dłużej jak na intruzów, dopóty trudno będzie o rzeczywiste wyrównanie różnic. Ono bowiem, choćby w wersji mini, nastąpi dopiero wtedy, kiedy ludzie dobrze wykształceni, z wysokimi rynkowymi (a nie teoretycznymi) kwalifikacjami zechcą na stałe zamieszkać w mniej rozwiniętych regionach.