Wskazuje się na przykład, że różni ich tolerancja na ryzyko, albo mówi się, że pierwszy nastawia się na zyski w długim horyzoncie, a drugi w krótkim. Złośliwi odpierają jednak, że długoterminowe inwestycje to nic innego, jak nieudane spekulacje. Z drugiej strony, słowo „spekulacja" pochodzi od łacińskiego „speculare", czyli wypatrywać. W tym sensie spekulant to ktoś, kto widzi dalej, lepiej niż inni, a więc... inwestor wedle jednej z wcześniejszych definicji.
Precyzyjnego rozróżnienia zatem nie ma i nigdy zapewne nie było, ale o tym często się zapomina. To dlatego słowa te mają dziś tak odmienny ładunek emocjonalny. Politycy i „oburzeni", którzy oskarżają o wywołanie kryzysu finansowego domniemanych spekulantów, mają przed oczyma bardzo wyraźny obraz bezdusznych, chciwych finansistów, których działalność nie przynosi społeczeństwu żadnych korzyści.
Ci, którzy posługują się taką kliszą, nie dostrzegają, że w takie bezproduktywne, jałowe obracanie aktywami dla samego tylko zysku coraz częściej zaangażowani są zwykli ciułacze, a nie bogaci finansiści. Nie tylko w USA, ale też w Polsce nie tak dawno ludzie masowo kupowali na kredyt nieruchomości nie po to, aby w nich zamieszkać lub czerpać korzyści z najmu, ale licząc na wzrost ich cen. Nie rzadko zaciągali w tym celu kredyty w obcych walutach, licząc na to, że będą się one osłabiały wobec złotego. A ilu Polaków, którzy dali się namówić do uczestnictwa w promowanej przez rząd inicjatywie „akcjonariatu obywatelskiego" kupiło akcje prywatyzowanych spółek tylko po to, aby zyskać na spodziewanym wzroście ich kursów, a nie z myślą o przyszłych dywidendach?
Kryzys wcale do takich praktyk nie zniechęcił. Przeciwnie, ostatnio coraz popularniejsze są aktywa, którymi można wyłącznie spekulować, nie da się zaś w nie inwestować: złoto i – jak piszemy na łamach dzisiejszej „Rz" – diamenty. Tych towarów nie kupuje się przecież z myślą o tym, że będą one przynosiły w przyszłości odsetki, dywidendy czy jakikolwiek inny strumień kapitału. Można liczyć wyłącznie na wzrost ich cen. Właśnie – liczyć, a nie racjonalnie oczekiwać. Tradycyjne metody wyceny instrumentów finansowych, takich jak akcje czy obligacje, opierają się bowiem w dużej mierze właśnie na przyszłych strumieniach kapitału, które mogą one przynieść. O wartości metali szlachetnych i drogocennych kamieni decydują zaś przede wszystkim imponderabilia, takie jak moda. A mody się zmieniają.