A tak się właśnie zdarzyło kluczowym instytucjom Unii Europejskiej.
Władze unijne zdecydowały się pod koniec roku wprowadzić obowiązek dofinansowania europejskich banków, przy tym niektóre z nich dostały nakaz znalezienie grubych miliardów euro — tak było w Grecji i Hiszpanii, gdzie wiadomo, że z pieniędzmi na rynku jest bardzo krucho. Ale jak European Banking Authority każe, banki nie mają wyjścia. Nadzór, to nadzór i jakakolwiek informacja, że coś idzie nie tak natychmiast pogarsza wizerunek instytucji finansowych. Tymczasem okazało się, że banki szukając pieniędzy po prostu się będą się przede wszystkim kurczyć, zmniejszą akcję kredytową nawet tam, gdzie to było bezpiecznie i odbiorą sobie możliwość rozwoju w przyszłości. Chodzi tu przede wszystkim o Europę Środkową i Wschodnią, a okazuje się, że według danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych tylko do Polski w ciągu ostatnich 2 tygodni 2011 i czterech tygodni stycznia napłynęło aż o 12 mld euro mniej, niż przed rokiem. Ta sytuacja wzbudziła poważne zaniepokojenie ze strony Banku Światowego, MFW i EBORu. Teraz więc EBA powoli wycofuje się ze swoich zaleceń, zmienia sposób wyliczenia aktywów bankowych. Czy przekona rynek? Może, ale wiarygodności bankom to nie doda, nie mówiąc już o samej EBA.
We środę Brukseli postanowiono, że jednak trzeba złagodzić warunki uczestniczenia linii lotniczych w systemie handlu emisjami dwutlenku węgla (ETS). Tu protest był bardzo silny tak ze strony przewoźników europejskich i amerykańskich, którzy się jednak nowym przepisom podporządkowali przerzucając ich koszty na pasażerów, jak i Chińczyków, którzy wręcz zakazali swoim liniom płacić za zanieczyszczanie unijnego powietrza. Przy tym nie ulega wątpliwości, że linie lotnicze mają 2 procentowy udział w zatruwaniu powietrza na świecie, ale włączenie ich do ETS w czasie, kiedy branża przeżywa kryzys najdotkliwiej odczuwany przez Europejczyków było raczej pomysłem chybionym. Trzeba jednak było protestu Chin, żeby Bruksela jeszcze raz pomyślała. I właśnie modyfikuje zasady. Linie nie będą płacić, jeśli w ich krajach będzie postęp w zmniejszaniu zatrucia atmosfery. Jak to będzie mierzone? I czy dotyczy tylko Europy, czy też na przykład także Chin i Stanów Zjednoczonych? Na razie nie wiadomo.
Obydwie sprawy jednak dobitnie świadczą, że jest niedobrze, kiedy ambicje nie mają nic wspólnego z realiami. I z pewnością nie służy wiarygodności Brukseli to, że podejmuje decyzje, które są może przemyślane, ale niedopracowane.