Inni ekonomiści – zwłaszcza ci o poglądach liberalnych – w najlepszym razie należeli do łże-elit, uporczywie i złośliwie kłamiących w sprawie sytuacji gospodarczej Polski i nierozumiejących potrzeb zwykłego człowieka.
Ostatnio jednak partia zaprosiła szereg ekonomistów do debaty nad swoim programem gospodarczym, nie krępując ich swobody wypowiedzi (ja ze względu na nieobecność w Warszawie swoje uwagi – nie ukrywam, że mocno krytyczne – złożyłem na piśmie).
Trzeba przyznać, że było to zachowanie na tyle nowe i niespodziewane, że nas – ekonomistów – nieco zaskoczyło. Mówiąc całkiem otwarcie, część z nas miała poważny problem, obawiając się, że uczestnicy debaty mogą zostać wmanewrowani w medialny show, że już sam udział w debacie może być przedstawiany jako bezwzględne poparcie dla programu PiS i potępienie działań rządu. Innymi słowy, że będzie to raczej partyjno-medialny happening niż jakakolwiek rzeczywista dyskusja.
Nic dziwnego, że część zaproszonych odmówiła udziału (choć czasem po dłuższym wahaniu). Całkiem szczerze mówiąc – po tym, czego doświadczaliśmy w Polsce w ciągu minionych lat, nie powinno to budzić niczyjego zdumienia.
Nie wiem, czy debata coś wniesie do myślenia PiS o gospodarce czy nie. Wygląda na to, że liderzy partii cierpliwie wysłuchali zarówno pochwał, jak i uwag krytycznych. Nie wiem, czy poza grzecznym wysłuchaniem krytyczne uwagi w jakimkolwiek stopniu skłonią ich do zastanowienia się i ewentualnej modyfikacji programu. I nie wiem, czy gotowość do rozmowy z „innymi" była tylko jednorazowym wyskokiem, czy też okaże się zjawiskiem trwalszym.