Koszt: niecałe 5 złotych. Alior Bank również wysyła listy do swoich klientów. Ale u nich znaczek kosztuje 25 złotych...
Nagród, które w trakcie swojego – przecież nie długiego istnienia – dostał Alior Bank nie sposób policzyć. Zabraknie do tego i palców rąk, i nóg. Nagrody a to za innowacyjność, a to za najlepszy kredyt, a to za najnowocześniejszy bank internetowy. Dostał tez nagrodę dla banku przyjaznego... Tymczasem okazuje się, nie wszystkie zachowania banku można zaliczyć do przyjaznych.
Jeden z jego klientów wykorzystał przyznany mu limit kredytowy w rachunku. Odsetki, które zostały naliczone spowodowały przekroczenie dopuszczalnego limitu. Bank zadzwonił do swojego klienta i poprosił o uregulowanie sytuacji na rachunku. Klient zrobił przelew, na rachunku znowu wszystko było jak należy. Koniec sprawy? W przypadku banku przyjaznego pewnie by tak było...
Ale jakież było zdziwienie klienta banku, gdy kilka dni później dostał list w tej sprawie, z prośbą o uregulowanie stanu rachunku. Nie sama prośba go zaskoczyła, ale koszt listu. Bank za jego wysłanie pobrał z konta swojego klienta 25 złotych. Przypomnę – znaczek na poczcie kosztuje niecałe 5 złotych.
Telefon do banku jeszcze bardziej zdenerwował klienta: „Po co wysyłacie mi list skoro zadzwoniliście do mnie i sprawę wyjaśniliśmy przez telefon?" – zapytał. I czego się dowiedział? Że to normalna procedura, bo bank musi mieć pewność, ze klient został poinformowany. Pracownik banku, jedną ręką wybiera, więc numer do klienta a drugą, nawet jak się dodzwoni nakleja znaczek na list. Pytanie tylko skąd w Alior Banku biorą tak drogie znaczki? Może z tej samej poczty, z której korzystali do tej pory warszawscy urzędnicy. Korzystali, ale przestali, bo wystraszyły ich ceny. W tym roku informacje o wysokości podatku od nieruchomości urzędnicy w godzinach pracy dostarczają osobiście do mieszkań. Dlaczego? Bo poczta jest za droga – tłumaczą w niektórych dzielnicach. Może Alior Bank też powinien swojego pracownika z pismem wysłać? Było by taniej a po drugie jak przyjaźnie...