Rzadko się sprawdzają, natomiast niewątpliwie nie są tylko zabiegiem marketingowym i każą pomyśleć. W tym roku Saxo ogłosił, jak podaje Puls Biznesu, że Unia Europejska wprowadzi podatek majątkowy, wzrośnie znaczenie ruchów antyunijnych w Parlamencie Europejskim (to akurat zdaje się jest pewne), Niemcy pogrążą się w recesji , giełda paryska zanotuje największe straty spośród wszystkich parkietów regionu,  w USA wybuchnie deflacja,  FED ponownie złagodzi politykę monetarną,  nastąpi symboliczny koniec Twittera  a akcje spółek technologicznych stanieją o 50 proc. , ograniczenie  skupu aktywów przez FED pogrąży gospodarki wschodzące, ropa Brent  będzie kosztować poniżej 80 USD za baryłkę,  a Japonia anuluje dług publiczny. Słowem scenariusz dość głębokiego i wszechstronnego kryzysu, gdzie właściwie tylko ostatni punkt , ten z bankrutującą Japonią, wydaje się absolutnie nieprawdopodobny. Problem z prognozami Saxo Banku jest bowiem taki, że prawie wszystko jest możliwe.

Saxo Bank nie jest jedynym czarnowidzem na świecie. W popularności czarnych prognoz jest  zresztą pewna logika. Za nietrafione prognozy optymistyczne ekonomiści dostają po uszach,  biznesmeni po kieszeni, a politycy po słupkach poparcia. Natomiast za trafioną czarną prognozę można zostać guru, co oczywiście ma także wymiar finansowy.

Portal  zerohedge opisuje za Economic Collapse Blog Michela Snydera  prognozy kilku znanych ekonomistów, inwestorów i biznesmenów z USA i Meksyku. Oczywiście jak sama nazwa blogu wskazuje, trudno   wśród nich  oczekiwać facetów w różowych okularach, ale skala nieszczęść jakie przewidują jest  ogromna.  Czegoż tam nie ma:  inflacja albo deflacja, przekłucie bańki aktywów, recesja, wyprzedaż  obligacji, globalny reset walutowy, kryzys instrumentów pochodnych  itd. itp.   Z tymi prognozami z kolei problem jest taki, że wypowiadają je zawodowcy - milionerzy i nobliści,  i są one ubrane w dość wyważone słowa, bez próby epatowania słownictwem czy emocjami. To już trochę niepokoi. Gdyby się  miało stać, to co przewidują, to generalny optymizm dotyczący polskiej gospodarki odparowałby jak ludzie po wybuchu atomowym.

Polski problem ma jednak i drugą stronę. Otóż nawet  jeśli świata nie trafi bomba finansowa, to z co najmniej dwóch powodów optymistyczne prognozy dla Polski mogą być na wyrost. Po pierwsze nadal nie ma szans na powrót  do kraju emigrantów - młodych, ambitnych, ale już doświadczonych i wyedukowanych.   To wielka strata kapitału ludzkiego dla Polski, której nie zastąpią transfery do rodzin. Choć stałe krwawienie być może wkrótce  ustąpi,  upust  1-2 mln krwinek jest trwały i dlatego wyglądamy dość blado. Po drugie, nie ma właściwie żadnych szans na to, by nie tylko w 2014 ale prawdopodobnie i przez wiele kolejnych lat doszło do istotnych zmian w zarządzaniu gospodarką (takich na przykład  jak  dokończenie prywatyzacji, uzdrowienie finansów publicznych, racjonalne wydawanie środków publicznych, obniżenie podatków przez poszerzenie bazy podatkowej, ograniczenie dotacji, przyduszenie  interesów  grupowych),  dzięki którym wzrosłyby szanse na 4 proc. wzrost gospodarczy. Grozi mała stabilizacja na poziomie 2-3 procent najwyżej, czyli de facto koniec marzeń  o konwergencji z Europą Zachodnią. To znacznie bardziej przykre niż prognozy Saxo Banku.

Piotr Aleksandrowicz