W ostatnio publikowanych komentarzach giełdowych z trudem można było dopatrzyć się jakichś optymistycznych oczekiwań. Rynki przygniatały obawy przed paniczną ucieczką inwestorów z emerging markets. Więcej wiary w przyszłość wykazywali analitycy, których rekomendacje w końcu stycznia wartkim strumieniem napłynęły na rynek. Analitycy DM BZ WBK zmienili zalecenia dla akcji 11 spółek, z czego sześć podnieśli. Z moich wyliczeń wynika, że także inni brokerzy częściej podnosili rekomendacje, niż je obniżali.
Śledząc doniesienia z Polski, zwróciłem uwagę na pierwsze optymistyczne komentarze dotyczące budowlanki. Według analityków firmy badawczej PMR, jest szansa, że branża przełamie w tym roku spadkowy trend. Trzymam kciuki. Mam też nadzieję, że nowi branżowi liderzy, którzy wyłonili się w czasie kryzysu (np. Unibep), będą sobie radzili także w okresie budowlanej prosperity.
Dzięki opublikowanym w ubiegłym tygodniu danym GUS za 2012 rok dotyczącym działających w naszym kraju grup kapitałowych, można się było na chwilę oderwać od giełdowej koniunktury. Z zestawienia wynika, że najwięcej spółek córek polskich firm jest na Ukrainie (227). Niemcy, nasz największy partner gospodarczy, są na drugiej pozycji (161 spółek polskich grup kapitałowych), a Rosja – trzecia (160).
Rozczarowałem się stosunkowo małą liczbą spółek w krajach, których prawo sprzyja optymalizacji podatków. GUS doliczył się 83 córek cypryjskich, 36 luksemburskich i 10 maltańskich.
Gdy wybuchła dyskusja o LPP i zastosowaniu przez tę giełdową firmę optymalizacji podatkowej z wykorzystaniem spółek zagranicznych, można było usłyszeć i przeczytać, że podobnie postępuje dużo polskich przedsiębiorstw. Dane GUS, w tym informacje, że w Polsce działało niespełna 1250 grup kapitałowych, których spółka dominująca miała siedzibę w naszym kraju, pozwalają ocenić, co to znany owe „dużo".