Innych sankcji dotychczas nie ma, w szczególności dotyczących próbującej anektować Krym Rosji. Owszem, Unia grozi, oświadcza i ostrzega. Ale na kroki, które naprawdę dotknęłyby Rosji pod względem gospodarczym, szanse są małe. Na Krymie ?i na całej Ukrainie musiałoby dojść do dramatycznego zaostrzenia konfliktu, by Unia zdecydowała się na bardziej zdecydowane posunięcia. A hamulcem, jak zwykle, są tutaj pieniądze.
Staliśmy się bowiem świadkami wielkiego paradoksu historii. Otóż od 20 z górą lat słyszymy, że jednym ze sposobów zapewnienia stabilności i przewidywalności politycznej takich państw jak Rosja jest wciągnięcie ich w gospodarczą orbitę Zachodu. Pieniądz miał czynić cuda. Rozrost imperialnych zapędów oznaczałby przecież dla Moskwy olbrzymie straty, zdenerwowany Zachód odciąłby Rosję chociażby od strumienia gotówki ze sprzedaży surowców czy wykluczył ze światowego systemu finansowego.
Nic z tych rzeczy. Stało się na odwrót. To Zachód został zakładnikiem rosyjskich pieniędzy i rosyjskich interesów. Pomijając już nawet kwestie surowców, blisko pół biliona dolarów kapitalizacji rosyjskich spółek na londyńskiej giełdzie ma swoje znaczenie. Podobnie jak mają znaczenie krążące po City miliardy w różnych walutach należące do rosyjskich oligarchów. Podobnie jak dostawy francuskiego sprzętu wojskowego dla Moskwy. ?Z rosyjskich pieniędzy Zachodowi będzie bardzo, bardzo ciężko zrezygnować.
Biznes i gospodarka przestały być narzędziem kreowania stabilności i porządku demokratycznego. Warto o tym pamiętać nie tylko w odniesieniu do Rosji, ale także na przykład wobec złudzeń dotyczących Chin. ?I tak pójdą własną drogą, tak jak na naszych oczach robi to Władimir Putin. On zresztą na zapowiedzi unijnych sankcji odpowiedział po swojemu – zapowiedzią kontrsankcji. W razie potrzeby Rosja będzie rekwirować majątki zagranicznych inwestorów. Ma w tym doświadczenie, warto pamiętać o smutnym losie kilku zachodnich firm surowcowych, które zostały wręcz zmiecione pod pretekstem łamania rosyjskiego prawa. Moskwa w przeciwieństwie do Zachodu nie patyczkuje się z biznesem. Wie bowiem, że konsekwencji nie będzie.