W tej konkurencji przegrywamy nie tylko z Azją, ale również z częścią państw naszego regionu. Co prawda na tle Zachodu nadal jesteśmy konkurencyjni (Volkswagen, ogłaszając plany budowy nowej fabryki w Polsce, nie krył, że przede wszystkim liczy tu na kilkakrotnie niższe koszty pracy), ale Bułgaria czy Rumunia są jeszcze tańsze. I pewnie długo tańsze pozostaną, choć tam ostatnio koszty pracy rosły znacznie szybciej niż u nas.
Przed skutkami rosnących kosztów pracowniczych, w tym podwyżek płac, ostrzegają niektórzy eksperci. Czy jednak naprawdę warto zabiegać o pozycję lidera akurat w tej dyscyplinie? Pozycję, którą można szybko utracić?
Wiedzą to dostawcy sieci handlowych walczący niską ceną. Wcześniej czy później (zwykle wcześniej) pojawi się rywal gotów sprzedawać jeszcze taniej. Sposobem na wyjście z tej pułapki jest zbudowanie firmowej marki, może nie od razu luksusowej, ale i nie najtańszej – takiej, która zaoferuje atrakcyjną relację ceny do wartości.
Podobnie jest z kosztami pracy. Przy ich porównaniu warto pamiętać o innych czynnikach, które składają się na atrakcyjność pracowników. Obok kosztu liczą się ich kwalifikacje, jakość i wydajność pracy, zaangażowanie. Proszący o anonimowość menedżer zachodniej firmy, która niedawno zlikwidowała otwarte przed trzema laty centrum outsourcingu w Rumunii, przenosząc biznes do Polski, przyznaje, że owszem, u nas jest drożej, ale jednak dużo lepiej.
Warto zadbać, by to przekonane stało się powszechne – by dobra jakość pracy i pracowników w Polsce sprawiała, że nawet jeśli ich koszt nie będzie najniższy, i tak będziemy konkurencyjni. Można przy okazji obniżyć pozapłacowe narzuty na pracę, ale jeszcze ważniejsze inwestycje w edukację, w dobre programy praktyk i staży oraz działania ułatwiające start młodych ludzi na rynku pracy. Tak by nie wyjeżdżali na Zachód, gdzie koszty pracy i zarobki są kilkakrotnie wyższe.