Nie ma co krytykować Sony za zdjęcie z afiszy filmu uderzającego w północnokoreańskiego przywódcę. Nie tylko Amerykanie wciąż pamiętają strzelaninę w Aurorze na premierze ostatniej na razie części sagi o Batmanie, które pokazała, jak łatwym celem ataku są kina i ich widzowie.
Po sygnale od hakerskiej Grupy Strażnicy Pokoju, grożącej atakiem terrorystycznym, sieci kinowe szybko wycofywały się więc z planów pokazywania filmu, aż w końcu koncern, nie chcąc ryzykować bezpieczeństwa swoich pracowników i potencjalnych widzów, w ogóle zrezygnował z premiery filmu. Całkiem zrozumiała wydaje się w tej sytuacji rezygnacja z uroczystej premiery kinowej, która mogłaby być celem ataku na samych twórców satyry, jak i widzów. Dokładnie z tego samego powodu da się też zrozumieć rezygnację z pokazania filmu w kinach.
Sony wciąż jednak może zdecydować się na wpuszczenie filmu do sieci w postaci niekontrolowanego „wirusa". To oczywiste, że i taki byłby ruch ryzykowny, bo „zakaz" grupy hakerskiej dotyczy wszelkich pól eksploatacji. Z drugiej jednak strony, ruch Sony spotkał się ze zrozumieniem tylko części branży, więc można sobie wyobrazić, że kontrowersyjny obraz i tak gdzieś w końcu w Internecie „wypłynie" nawet, gdy koncern dołoży wszelkich starań, by do tego nie doszło.
Nieopublikowanie filmu stworzy oczywisty niebezpieczny precedens, ale jest jeszcze drugi niebezpieczny skutek, jaki będzie miało. Można sobie wyobrazić, że od teraz każdy „ryzykowny politycznie" projekt w Hollywood będzie jeszcze dokładniej brany pod lupę na etapie pisania scenariusza i bardzo prawdopodobne jest, że odważniejsze i trafniejsze pomysły będą przepadać już na tym etapie, z uwagi na duże ryzyko finansowe, jakie potencjalnie będą ze sobą niosły.