Bez zaufania nie będzie oszczędności

Profesor Stanisław Gomułka twierdzi, że bez wyraźnego wzrostu oszczędności krajowych, a za nimi inwestycji, nie ma szans na wysoki wzrost gospodarczy w Polsce. Najprostszą choć tylko doraźną metodą, byłoby zlikwidowanie deficytu budżetowego. Problem w tym, że Polska od ponad 20 lat nie miała nigdy zrównoważonego budżetu i nie ma powodu, by miała mieć go teraz.

Publikacja: 10.01.2015 19:11

Piotr Aleksandrowicz

Piotr Aleksandrowicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

"Warunek szybkiego doganiania sąsiadów to odpowiednio duże inwestycje w środki trwałe: maszyny, urządzenia, infrastrukturę, mieszkania etc." – mówi profesor w wywiadzie dla „Forbes". „Te inwestycje w Polsce wynoszą około 20 procent produktu krajowego. Jeśli nadal będziemy inwestować ze środków krajowych 12–15 proc. PKB, jak w ostatnich kilku latach, to na obecnym etapie rozwoju wzrostu gospodarczego będziemy w kolejnych 25 latach rozwijać się w tempie 2–3 proc., a nie 3–5 procent. Taki scenariusz wydaje mi się w tej chwili dość prawdopodobny".

Raport McKinseya o szansach rozwojowych Polski podaje, że stopa inwestycji w Polsce jest niższa niż w Czechach, podobna jak na Węgrzech i niewiele wyższa niż w całej Unii Europejskiej. Problem jest tym większy, że polski kapitał na jednego pracownika (aktywa netto) stanowi zaledwie 25 procent wyposażenia kapitałowego w starej Unii, dwie trzecie na Węgrzech i nieco ponad połowę czeskiego.

Analitycy Banku Światowego w ubiegłorocznym raporcie na temat oszczędności w Polsce napisali, że trudno liczyć na sfinansowanie wzrostu udziału inwestycji w produkcie krajowym przez import oszczędności zagranicznych, ze względu na ostrożność banków po kryzysie, nowe wymogi kapitałowe, zmniejszanie dźwigni itd. Taki import byłby kosztowny i wydaje się mało prawdopodobny, powstaje zatem pytanie, czy można zwiększyć stopę oszczędności krajowych.

Oczywiście, nie należy absolutyzować inwestycji. Ostatnio z frontu inwestycyjnego w naszym kraju nadeszła niedoceniona w mediach informacja, że w cztery kopalnie, które mają być zamknięte, bo wyprodukowały prawie 2 miliardy strat w ciągu trzech lat , w tym samym czasie udało się umoczyć, przepraszam – zainwestować, 670 mln złotych.

Jak takie mają być inwestycje, to ja dziękuję. Ale oczywiście problem oszczędności krajowych istnieje i dlatego ostatnio różni ludzie dobrej woli i troski coraz częściej piszą, że należy zachęcać obywateli do długoterminowego oszczędzania. Proponują przy tym różne metody, które mają jeden punkt, tyleż wspólny, co słaby. Mianowicie zachęty do oszczędzania ma generować rząd, a ludzie mają mu zaufać.

Ten sam rząd, który przed rokiem najpierw jednorazowo skonfiskował 150 miliardów złotych oszczędności obywateli, a teraz co miesiąc i co rok przejmuje je po kawałku. Ten sam, który jest zadowolony ze słabego złotego. Ten sam, który nadal oczekuje obniżenia stóp procentowych, co oznacza przesuwanie zasobów od wierzycieli, czyli osób oszczędzających i inwestujących do dłużników, np. właśnie rządu.

Najpierw po wyczynach ostatnich lat trzeba odbudować zaufanie, że państwo respektuje umowy zawarte z obywatelami, własność prywatna jest nienaruszalna, a rząd też zamierza oszczędzać. To może potrwać 5, może 10, a może więcej lat. Być może jest to najbardziej negatywny skutek „reform" emerytalnych. I solidny hamulec wzrostu gospodarczego.

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę