Trendy i statystyki demograficzne są nieubłagalne; w najbliższych latach, gdy w wiek emerytalny będą wchodziły kolejne, i to wciąż duże, bo ponad 400-tysięczne roczniki, koszty emerytur będą szybko rosły. Tym bardziej że żyjemy coraz dłużej. Przybywa osób, które dożywają 90 i 100 lat, co prawda nie w najlepszym zdrowiu, ale akurat to tylko zwiększa wypłaty różnych dodatków przysługujących wraz z wiekiem i pogarszaniem się sprawności.
Czytaj więcej
Szybciej przybywa osób, które łączą emeryturę z pracą, niż tych, którzy opóźniają wysłanie do ZUS...
Wprawdzie systematycznie rośnie grupa pracujących emerytów, ale ma to niewielkie znaczenie dla rosnących obciążeń emerytalnych budżetu. Owszem, na pewno wspiera gospodarkę, w tym zwłaszcza konsumpcję wewnętrzną, ograniczając przy okazji niedobory kadrowe w części zawodów (szczególnie tych medycznych i robotniczych), ale nie zmniejszy to deficytu finansów publicznych.
Niepewny zysk kontra pewna strata
Niezależnie od liczby aktywnych zawodowo „stypendystów ZUS”, jak lubią się określać współcześni emeryci, problem kosztów emerytur i rosnącego budżetu państwa pozostanie. Tym, co może go rozwiązać, jest wydłużenie aktywności zawodowej w połączeniu z późniejszym sięgnięciem po kapitał zgromadzony w ZUS. Oznacza to w praktyce albo podwyższenie ustawowego wieku emerytalnego, czyli zastosowanie metody kija, albo wydłużenie efektywnego wieku emerytalnego metodą marchewki, z wykorzystaniem perswazji i różnych zachęt, które skłonią Polaków do dobrowolnego opóźniania przejścia na emeryturę. Wielu ekspertów skłania się do tej drugiej metody, podkreślając, że do dłuższej pracy powinny skłaniać zachęty, czyli perspektywa korzyści, a nie przymus.
Tym bardziej że ten przymus niezbyt dobrze się sprawdza w polskiej, przekornej demokracji, co przećwiczyła w 2012 r. Platforma Obywatelska. Był to jeden z powodów jej przegranej w wyborach parlamentarnych 2015 r. A biorąc pod uwagę fakt, że temat wieku emerytalnego wraca jak bumerang w każdej kampanii wyborczej, jego podniesienie nie może na razie liczyć na poparcie polskich polityków, mimo że robią to kolejne kraje Europie, w tym Dania, która przed kilkoma dniami postanowiła stopniowo podnieść wiek emerytalny do 70 lat.