Reklama

Nowy rząd kupuje czas...

W dyskusji nad budżetem na 2016 rok padło wiele uwag. Krytycznych ze strony opozycji i pochwalnych ze strony PiS. Ale mało która z tych uwag trafiała w istotę problemu.

Publikacja: 30.12.2015 20:00

Nowy rząd kupuje czas...

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

A istota jest taka: za pomocą budżetu na rok 2016 rząd kupuje sobie czas.

Największą zmianą jest wprowadzenie do budżetu wielkich wydatków związanych z programem 500 złotych na dziecko. Chodzi o kwotę ogromną, przekraczającą 20 miliardów złotych. Wprowadzenie tego priorytetowego dla rządu programu okupione zostało oszczędnościami w innych miejscach, zwłaszcza w wydatkach inwestycyjnych. Ale trzeba przyznać, że wbrew złośliwym oczekiwaniom rząd naprawdę planuje wywiązanie się z obietnicy złożonej przed wyborami.

Jak sfinansować tak wielki, dodatkowy wydatek? Rząd zdecydował się sfinansować go – niemal po równo – z trzech źródeł. Po pierwsze, z większych dochodów z VAT rosnących przede wszystkim wraz z rosnącym rynkiem. Po drugie, z nowego podatku od banków i supermarketów. No i po trzecie, z wielkiej kwoty oczekiwanej z tytułu przeprowadzonej jeszcze w zeszłym roku aukcji częstotliwości LTE.

O dziwo budżet udało się dzięki temu domknąć prawie bez wzrostu deficytu. Oczywiście, że część założeń wydaje się zbyt optymistyczna, więc realizacja planu dochodów może nie być łatwa. Ale naprawdę nie wygląda na to, by w roku 2016 finanse publiczne miały się znaleźć w poważniejszych kłopotach.

No właśnie, to najważniejsze słowa: „w roku 2016". Bo co będzie dalej, nie jest jasne. W roku kolejnym wydatki budżetowe będą nadal dynamicznie wzrastać – poza pełną realizacją programu 500 złotych dojdą także zapewne nieuniknione podwyżki dla sfery budżetowej (jeśli rząd nie chce stracić poparcia związków zawodowych). A tymczasem z dochodami będzie kłopot, bo kwoty 9 mld zł z aukcji LTE raz wydanej już nie będzie. W dochody podatkowe uderzy też zapewne potężnie zwiększenie kwoty wolnej w PIT (kolejna obietnica, z której trudno będzie zrezygnować). I w ten sposób w budżecie na rok kolejny zabraknie już nie kilku, ale zapewne kilkudziesięciu miliardów złotych.

Reklama
Reklama

Rząd ma jeden pomysł na zatkanie tej dziury – zwiększenie ściągalności VAT. Trudno ocenić, na ile jest to pomysł realistyczny, bo na razie pozostaje słodką tajemnicą ministra finansów, jak chce to zrobić. Ale jeśli w ciągu „kupionego" właśnie roku finansowego spokoju nie uda się znaleźć sposobów na radykalny wzrost ściągalności VAT, budżet na 2017 roku będzie trudną do rozwiązania łamigłówką – albo trzeba będzie się pogodzić ze znacznym wzrostem deficytu, albo ostro podnosić stawki podatkowe.

Ale na razie wszystkiego najlepszego w mało deficytowym (oby!) roku 2016!

Witold M. Orłowski, główny doradca ekonomiczny w PwC, profesor Politechniki Warszawskiej

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Sukces hejtu na euro. Rośnie ryzyko polexitu
Opinie Ekonomiczne
Bartłomiej Sawicki: Energetyczne słowo roku? Bilansowanie
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Zmęczeni świętowaniem?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Postanowienia noworoczne. Ściąga dla premiera Tuska
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Wojtyna: Rada Fiskalna – trzeba nadrobić stracony czas
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama