Witold M. Orłowski: Pomnik dla Putina?

„Jeśli szukasz jego pomnika, rozejrzyj się wokoło” – tymi słowami Alan Bullock, patrząc na powojenną Europę, zakończył swoje monumentalne dzieło „Hitler. Studium tyranii”.

Publikacja: 14.03.2024 03:00

Siedziba główna NATO w Brukseli

Siedziba główna NATO w Brukseli

Foto: Bloomberg

NATO nie powstało jako zwykły sojusz obronny, ale jako narzędzie budowy nowej architektury Europy. Jak to zgrabnie ujął pierwszy jego sekretarz generalny lord Ismay, by „keep Russians out, the Americans in, and the Germans down” (czyli zatrzymać Rosjan na zewnątrz, Amerykanów w środku, a Niemców pod kontrolą). Po 75 latach istnienia definicja nie uległa wielkiej zmianie. Rosjanie walą kolbami do drzwi, Amerykanie – jeśli ponownie wybiorą na prezydenta Donalda Trumpa – mogą wyjść na zewnątrz. A Niemców wciąż trzeba kontrolować, choć tym razem nie po to, by byli słabi, ale by użyli środków, których może dostarczyć ich potężna gospodarka, dla zapewnienia większego bezpieczeństwa Europie.

Wobec powstałej dziewięć lat po NATO Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, która potem zmieniła się w Unię Europejską, można sformułować podobną definicję. Początkowo wcale nie chodziło o Wspólnotę Gospodarczą, ale o Wspólnotę Obronną, która miała stanowić europejskie ramię NATO. Jej celem było więc, by „keep Russians out, the Germans in, and the Americans lower” – czyli spowodować, by pokonani w dwóch wojnach Niemcy powrócili do rodziny narodów, a Europa była militarnie mniej uzależniona od pomocy USA. I tylko w stosunku do Rosjan cel był dokładnie ten sam: trzymać ich na zewnątrz.

Ponieważ francuski parlament odrzucił traktat o Wspólnocie Obronnej, aby ratować, co się dało, postanowiono powołać Wspólnotę Gospodarczą, licząc na to, że da to podstawę do dalszej integracji politycznej. A to oznacza, że Unia Europejska miała u podstaw swojego istnienia, obok zapewnienia rozwoju gospodarczego, dwa cele polityczne: nie dopuścić do nowej wojny między Europejczykami i „keep Russians out”.

Integracja gospodarcza okazała się sukcesem: kiedy w roku 1958 powstała EWG, sześć tworzących ją państw miało liczbę ludności zbliżoną do USA, ale PKB dwukrotnie mniejszy. Kraje te tkwiły w powojennej biedzie i marazmie, miały słabe waluty (dopiero od niedawna wymienialne na dolary) i przestarzały przemysł. Dziś Unia 27 krajów ma populację nieco większą od USA i zbliżony PKB, co czyni ją jedną z potęg gospodarczych i finansowych świata. Ale jej bezpieczeństwo jest nadal zagrożone przez Rosjan, choć jej członkowie wydają łącznie na obronę kwotę trzykrotnie większą niż Moskwa.

Jeśli zadać sobie pytanie, co trzymało narody europejskie razem w ciągu wielu dekad, odpowiedź jest prosta: wspólny interes gospodarczy, ale też obawa o bezpieczeństwo. Póki Moskwa była realnym zagrożeniem, integracja europejska posuwała się naprzód. Kiedy na ćwierć wieku strach zniknął, pojawiły się tendencje osłabiające Unię, z brexitem na czele. A Putin, jego trolle i marionetki robią wszystko, aby doprowadzić do jej dalszego osłabienia.

Dziś strach powrócił. I może to właśnie przypomni, że Unia nie jest tylko maszynką do zarabiania pieniędzy, ale szansą na bezpieczeństwo. To wymaga zmiany myślenia, która staje się realna w miarę tego, jak realna staje się wizja opuszczenia Europy przez trumpowską Amerykę i ataku ze strony putinowskiej Rosji. Unia ma wystarczające środki na to, by zapewnić nam wszystkim trwałe bezpieczeństwo, musi jednak podjąć taką decyzję. Potrzebny jest do tego katalizator – taki, jakim był przez dekady strach przed Moskwą.

Jeśli takim katalizatorem okaże się Putin, być może niechcący zasłuży sobie u nas na pomnik.

NATO nie powstało jako zwykły sojusz obronny, ale jako narzędzie budowy nowej architektury Europy. Jak to zgrabnie ujął pierwszy jego sekretarz generalny lord Ismay, by „keep Russians out, the Americans in, and the Germans down” (czyli zatrzymać Rosjan na zewnątrz, Amerykanów w środku, a Niemców pod kontrolą). Po 75 latach istnienia definicja nie uległa wielkiej zmianie. Rosjanie walą kolbami do drzwi, Amerykanie – jeśli ponownie wybiorą na prezydenta Donalda Trumpa – mogą wyjść na zewnątrz. A Niemców wciąż trzeba kontrolować, choć tym razem nie po to, by byli słabi, ale by użyli środków, których może dostarczyć ich potężna gospodarka, dla zapewnienia większego bezpieczeństwa Europie.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację