Rolnicy zarzucają rządowi, że do tej pory ich lekceważył, że odpuścił, zostawił samym sobie, żeby się samo toczyło. I gorzej lub lepiej, ale się toczyło. Wojna w Ukrainie powiedziała jednak rządowi „sprawdzam”. O wojnę po raz pierwszy zapytał dopiero GUS w swoim badaniu koniunktury w rolnictwie. Okazało się, że jedna czwarta rolników uznała, że wojna za wschodnią granicą poważnie wpływa na funkcjonowanie prowadzonych przez nich gospodarstw. A blisko jedna piąta uznała, że zagraża ich stabilności. Napływ ukraińskiego zboża na polski rynek, ale też na rynek unijny, to początek kłopotów. Eksperci zgodnie mówią, że Ukraina to kraj ogromnych możliwości produkcyjnych w rolnictwie. Co więcej, taki, który może zaproponować konkurencyjne ceny. Rośliny oleiste, rzepak czy ziarna słonecznika, kukurydza, soja, drób, owoce i ich przetwory… Ta lista będzie się wydłużać.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że napływ tańszej żywności z Ukrainy to dobra wiadomość dla polskich konsumentów. Pozornie. Niedawno eksperci Credit Agricole Bank Polska w przygotowanym przez siebie raporcie oceniali poziom bezpieczeństwa żywnościowego krajów unijnych. Zauważyli, że nie ma państw w pełni samowystarczalnych w produkcji żywności. Nawet kraje bardzo rozległe, znajdujące się w wielu, sprzyjających rolnictwu strefach klimatycznych, jak np. USA, nie są w stanie w pełni zabezpieczyć swoich potrzeb w przypadku wszystkich rodzajów żywności, gdyż zawsze znajdą się surowce rolne, których produkcja z uwagi na szczególne wymagania klimatyczne będzie niemożliwa lub nieopłacalna.

Czytaj więcej

Zboże z Ukrainy to ledwie początek rolnych kłopotów

Ów raport pokazał też, że Polska ma najwyższy poziom samowystarczalności w produkcji żywności w całej UE. Osiągnęliśmy ją w 7 na 9 badanych kategorii. Jedynie w przypadku kategorii „ryby i owoce morza” oraz „tłuszcze roślinne” Polska nie jest w stanie zaspokoić wewnętrznego zapotrzebowania krajową produkcją. Drugi kraj po Polsce, Holandia, posiada samowystarczalność w produkcji żywności w 6 z 9 analizowanych kategorii. Daleko za nami są Niemcy, Francja czy Włochy. Nasze bezpieczeństwo żywnościowe jest więc wysokie, jednak niekontrolowany napływ dużych ilości tańszej żywności zza granicy może ten układ zaburzyć. I zachwiać równowagą na naszym rynku wewnętrznym. Sprawić, że krajowa produkcja niektórych kategorii żywności przestanie być opłacalna. A to może oznaczać kłopoty w razie jakiegoś dużego kryzysu na rynkach żywności.

Zagrożenie jest poważne i rząd musi przestać patrzeć na rolników jedynie przez pryzmat głosów wyborczych. Rolnicy, ale też eksperci i politycy opozycji, sygnalizowali nadchodzące problemy ze zbożem z Ukrainy. Rząd nie słuchał. I dziś ma protesty rolników na ulicach miast. Pewnie je ostatecznie ugasi, pieniędzmi. Ale nie na tym polega odpowiedzialna polityka. Trzeba odbudować dialog społeczny. Rząd musi zacząć słuchać obywateli. Ale też pracodawców i różnych grup zawodowych. Z korzyścią dla siebie. Wszyscy oni często wcześniej dostrzegają nadchodzące zagrożenia. A zapobieganie pożarom zwykle wychodzi taniej niż ich gaszenie. Także od strony politycznej. W przypadku żywności już trzeba myśleć o tym, jak zagospodarowywać jej nadwyżki, szukać nowych rynków zbytu, możliwości przetwarzania, przewag nad tańszymi produktami ze Wschodu. I przygotować się na dyskusje o zmianach unijnej polityki rolnej po akcesji Ukrainy.