Krzysztof Adam Kowalczyk: Hrywna a sprawa polska

Powinny dać nam do myślenia problemy Ukraińców z wymianą ich narodowej waluty, której w krytycznej sytuacji nikt kupić nie chce.

Publikacja: 20.03.2022 21:28

Kolejka do kantoru przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, gdzie można sprzedać ukraińskie hrywny

Kolejka do kantoru przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, gdzie można sprzedać ukraińskie hrywny

Foto: PAP/Paweł Supernak

Jeszcze w Mołdawii uchodźcy ukraińscy mogli wymienić hrywny, ale po słabym kursie, ale już w Rumunii nikt hrywien nie chciał – relacjonował niedawno mój redakcyjny kolega.

W Polsce podobnie: są duże miasta, gdzie nie da się sprzedać ukraińskiej waluty, choć w sąsiednich to jeszcze możliwe. W Warszawie ustawiły się przy ul. Świętokrzyskiej kolejki zdesperowanych uchodźców do kantoru, który skupował hrywny w zasadzie charytatywnie, bo popyt na ukraińską walutę zniknął wraz z wybuchem wojny.

Czytaj więcej

Możliwość wymiany hrywny wróci dzięki NBP i PKO BP

To ma się zmienić. Po apelach rzecznika praw obywatelskich NBP poinformował, że w porozumieniu z nim największy polski bank PKO BP ma w tym tygodniu uruchomić skup hrywien. To potrzebne działanie humanitarne: zwraca godność ludzką uchodźcom, którzy stracili miejsce do życia, a teraz często nie mogą skorzystać nawet z drobnej części przywiezionych oszczędności. Jest jednak limit wymiany gotówki – 10 tys. hrywien na dorosłego. To dwie trzecie przeciętnej pensji w Ukrainie, ale u nas to zaledwie ok. 1300 zł, niewiele ponad połowa minimalnej polskiej pensji netto.

Ukraińcy w krytycznym momencie zostali z pieniędzmi w praktyce niewymienialnymi. Zastanawiałem się, jak czułbym się w podobnej sytuacji, gdyby szalony polityk z Kremla napadł także na Polskę, co nie jest tak niewyobrażalne jak jeszcze miesiąc temu. Co bym myślał, dojechawszy do Frankfurtu czy Lyonu, z plikiem ciężko zapracowanych złotych, za które nie mógłbym kupić nawet kanapki czy litra benzyny.

Trzymanie się narodowej waluty zamiast przyjęcia uznawanego globalnie euro, za którym stoi jeden z największych banków centralnych świata, ma w Polsce wielu zwolenników. Ale podnoszone przez nich korzyści z posiadania narodowej polityki pieniężnej blakną, gdy historia wpada w zakręt, a złoty dołowany jest z dnia na dzień przez rynki walutowe tak jak ostatnio. Wtedy własna waluta staje się potężnym czynnikiem ryzyka dla gospodarki. Ale także ryzykiem osobistym dla żyjących w kraju frontowym Polaków. Problemy Ukraińców z hrywnami, których nikt nie chce, powinny dać nam do myślenia.

Czytaj więcej

Euro w Polsce: jeśli nie teraz, to kiedy?

Jeszcze w Mołdawii uchodźcy ukraińscy mogli wymienić hrywny, ale po słabym kursie, ale już w Rumunii nikt hrywien nie chciał – relacjonował niedawno mój redakcyjny kolega.

W Polsce podobnie: są duże miasta, gdzie nie da się sprzedać ukraińskiej waluty, choć w sąsiednich to jeszcze możliwe. W Warszawie ustawiły się przy ul. Świętokrzyskiej kolejki zdesperowanych uchodźców do kantoru, który skupował hrywny w zasadzie charytatywnie, bo popyt na ukraińską walutę zniknął wraz z wybuchem wojny.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację