Marek Belka: Euro zejdzie na drugi plan

Euro jest jedną z przyczyn kryzysu w Unii Europejskiej. Wymuszało integrację, co spotyka się z bardzo szerokim oporem społecznym. Wspólna waluta musi zejść na drugi plan – mówi Grzegorzowi Siemionczykowi były prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka.

Aktualizacja: 07.07.2016 20:15 Publikacja: 06.07.2016 19:24

Marek Belka: Euro zejdzie na drugi plan

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Rz: Wynikiem brytyjskiego referendum w sprawie przynależności do Unii najbardziej zaskoczeni wydają się sami Brytyjczycy. Ponad 3 mln z nich podpisało apel o powtórkę głosowania. A liderzy kampanii na rzecz Brexitu jeden po drugim umywają ręce od kierowania państwem. Wielka Brytania zostanie w UE?

Wielka Brytania to ostatni kraj, który powinien narzekać na UE. Nie dziwi mnie, że wielu Brytyjczyków żałuje dziś tego, jak głosowali. Dali się ponieść emocjom, zamiast głosować zgodnie z własnym interesem. To zresztą pokazuje szerszy problem: integracja europejska ma złą prasę. W wielu krajach UE, w Polsce też, nacjonalizuje się wszelkie sukcesy, a wszystkie porażki zrzuca na Unię. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby Wielka Brytania mogła zostać w UE. To byłoby wielkie upokorzenie dla tamtejszych elit politycznych i całego społeczeństwa. Przyjmuję więc założenie, że Brexit stał się faktem, choć proces rozwodowy może trwać długo i nie wiadomo, jakie będzie miał konsekwencje dla samej Wielkiej Brytanii i reszty Unii.

Brexit może być początkiem końca Unii Europejskiej?

W UE jest dziś ponad 50 partii eurosceptycznych, w niektórych krajach u władzy. Na pewno będą się pojawiały propozycje rozmaitych groteskowych referendów. W tych warunkach nie ma mowy o zacieśnianiu integracji w tych obszarach, na które społeczeństwa się nie godzą. Będzie raczej dążenie przywódców do odebrania części władzy Komisji Europejskiej i przekazania jej rządom i innym demokratycznie wybranym organom władzy. W związku z tym najsilniejsze państwa – Francja i Niemcy, będą próbowały przejąć inicjatywę – na ile pozwoli na to demokracja.

Gdyby tak się stało, to paradoksalnie Brytyjczycy swoją decyzją sprawiliby, że UE stałaby się dla nich bardziej akceptowalna. Byłaby to też zmiana po myśli polskiego rządu...

Ale nie byłaby wcale zgodna z naszym interesem. W naszym interesie jest jak największa władza Brukseli, bo ona ogranicza siłę Berlina i Paryża, w większym niż one stopniu bierze pod uwagę interesy mniejszych państw. Ale dla utrzymania spoistości UE do obywateli państw członkowskich musi pójść taki przekaz, że mniej do powiedzenia będą mieli brukselscy urzędnicy, a więcej parlamenty krajowe. Zyska na znaczeniu stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej (dziś jest nim Donald Tusk – red.), jako koordynatora inicjatyw liderów państw, a straci stanowisko szefa Komisji Europejskiej.

Jeśli ograniczenie roli Brukseli będzie oznaczało wzmocnienie osi Berlin–Paryż, Polska zostanie zmarginalizowana? Czy mamy szansę należeć do rdzenia UE?

Jesteśmy tak gospodarczo zintegrowani z tymi państwami, że nie mamy innego wyboru niż zbliżanie się do nich. Mamy więcej wspólnych interesów niż rozbieżnych, a wśród nich interesy geopolityczne – wystarczy spojrzeć na mapę. Ale jeśli nie chcemy zostać zmarginalizowani, powinniśmy starać się o ożywienie Trójkąta Weimarskiego, zamiast śnić o  budowie jakichś innych układów, jakiegoś Międzymorza. Mam wrażenie, że dziś w Polsce wypowiedzi polityków na temat polityki zagranicznej – choć sprawy UE to tak naprawdę od dawna nie jest już polityka zagraniczna – skierowane są do krajowego odbiorcy, są podyktowane lokalnymi podziałami. O tym trzeba zapomnieć. Jakiekolwiek próby podkreślania naszej asertywności i suwerenności w obecnej sytuacji skazują nas nie tyle na klęskę, ile na śmieszność.

W 2014 roku, gdy doszło do aneksji Krymu przez Rosję, powiedział pan, że należy ponownie przeprowadzić rachunek kosztów i korzyści z tytułu przyjęcia euro. Względy ekonomiczne schodziły wtedy na dalszy plan wobec względów bezpieczeństwa. Teraz względy polityczne – potrzeba zbliżenia do rdzenia UE – też przemawiają za wejściem do strefy euro?

Teraz sytuacja jest o tyle inna, że nie sądzę, abyśmy w ogóle stali przed takim wyborem: albo strefa euro, albo peryferia UE. Euro jest jedną z przyczyn kryzysu w UE. I nie chodzi wcale o gospodarcze problemy niektórych państw, zwłaszcza Grecji, które nie były dobrze przygotowane do przyjęcia euro i dziś ponoszą tego konsekwencje. Myślę raczej o tym, że euro było przez długi czas naturalnym motorem integracji europejskiej, poniekąd ją wymuszało. A dziś to wymuszanie spotyka się z bardzo szerokim oporem społecznym, co rozsadza UE. Nie widzę więc przestrzeni, żeby zacieśnianie integracji odbywało się na tej płaszczyźnie, euro zejdzie na drugi plan. Integracja będzie raczej dotyczyła innych kwestii: wspólnej ochrony zewnętrznych granic, wspólnej polityki zagranicznej itp.

Euro wymuszało integrację, bo wydawało się, że unia walutowa będzie mogła funkcjonować tylko wtedy, gdy dojdzie do daleko idącej konwergencji gospodarczej państw członkowskich. Od kryzysu fiskalnego w Eurolandzie wielu ekonomistów podkreśla, że unia walutowa bez unii fiskalnej nie ma racji bytu. Skoro o budowie superpaństwa europejskiego możemy zapomnieć, to strefa euro jest skazana na rozpad?

Nie twierdzę, że strefa euro się rozpadnie, ale solidne fundamenty, które pozwoliłyby jej dobrze funkcjonować, rzeczywiście raczej nie powstaną. Europejczycy nie chcą budowy superpaństwa, nie chcą jego atrybutów w postaci silnie koordynowanej polityki podatkowej, wspólnego budżetu itd. Dlatego nie widzę powodów, żebyśmy mieli wchodzić do tak nieustabilizowanej unii walutowej, jeśli nie musimy tego robić.

Polska ma szansę przyciągnąć inwestycje, dla których przed Brexitem naturalnym kierunkiem była Wielka Brytania?

Trzeba próbować. Nie przekonamy się, jeśli nie spróbujemy.

CV

Marek Belka jest profesorem nauk ekonomicznych, przez sześć lat, do czerwca br., był prezesem Narodowego Banku Polskiego, a wcześniej dyrektorem Departamentu Europejskiego Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W latach 2004–2005 premier RP, wcześniej dwukrotnie wicepremier i minister finansów w rządach Włodzimierza Cimoszewicza i Leszka Millera.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację