Utrzymuje się wysoka inflacja. Szaleją ceny energii elektrycznej i gazu. Grozi nam jej niedobór. Szaleją ceny nieruchomości. Świat wstrzymuje oddech – co się stanie z największym chińskim deweloperem Evergrande? Czy rząd w Pekinie uratuje bankruta i czy nie powtórzy się kryzys z 2008 r., który doprowadził do bankructwa banku Lehman Brothers?

A u nas? U nas koza. Choć to podobno krowa – ale to zauważyli konstytucyjni ministrowie spraw wewnętrznych i obrony narodowej, którzy na konferencji prasowej z zainteresowaniem w pokazywane przez siebie zdjęcia się wpatrywali, co uwieczniła telewizja publiczna walcząca z deprawacją dzieci i młodzieży.

To ja może krótko o sprawie tak błahej jak energia. W grudniu minie sześć lat od podpisania w Paryżu porozumienia klimatycznego. Międzynarodowy zespół naukowców ocenia, że wzrost globalnej emisji CO2 zaczął słabnąć. Nie żeby malał. „Zaczął słabnąć". Zwłaszcza kiedy siedzieliśmy pozamykani w domach z powodu pandemii. Fakt, że w latach 2010–2019 globalna emisja CO2 wzrastała średnio o 0,9 proc. rocznie, a w latach 2000–2009 o 3 proc. Ale spójrzmy na rozkład kosztów i... zysków. W ostatnich pięciu latach nastąpił ponaddziesięciokrotny wzrost ceny certyfikatów CO2 – z 5,4 euro za tonę do 60 euro obecnie. Przełożyło się to na wzrost cen energii elektrycznej – ze 169 zł/MWh w 2016 r. do 256 zł/MWh obecnie. Kto za to płaci? Gospodarstwa domowe.

Kto na tym zyskuje? Rynki finansowe. Po pierwsze, zarabiają na handlu prawami do emisji. Po drugie, zarabiają na inwestycjach w zieloną energię – bo z uwagi na wzrost cen energii z węgla rosną ceny zielonej energii, więc rosną zyski z inwestycji w jej produkcję.

Oczywiście rynki finansowe płacą więcej za energię, ale w zestawieniu z rosnącymi przychodami inwestorów jest to nieodczuwalne. Zupełnie inaczej niż w przypadku wspomnianych gospodarstw domowych. Bo one płacą dodatkowo coraz więcej za różne dobra wytwarzane dzięki energii elektrycznej. Ich producenci wzrost swoich kosztów przenoszą w ceny dóbr. Ale zaaferowani kozą (lub krową – choć odróżniam, to nie przyglądałem się tak uważnie jak ministrowie) jakoś nie zwracamy na to uwagi.