Trudny los pioniera

Kiedy osadnicy wędrowali przez tereny przyszłych Stanów Zjednoczonych, zakładając fort czy osadę, musieli je wznieść z tego, co znaleźli w okolicy.

Publikacja: 05.09.2018 21:00

Trudny los pioniera

Foto: Adobe Stock

Nie ciągnęli za sobą wozów z materiałami budowlanymi ani też nie kupowali ich w jednym ze składów rozrzuconych po nieobeszłych preriach. Jeśli nie było z czego budować – szli dalej. Teraz w podobnej sytuacji pionierów mogą się znaleźć firmy obsługujące komunalne zlecenia, np. wywóz śmieci, którym rolę takich pionierów chce narzucić ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Wygląda na to, że jeśli będą chciały przeżyć, muszą zacząć myśleć o tym, jak i z czego sklecić elektryczne śmieciarki, bo jeśli nie będą ich miały choć kilku, a dokładnie 10 proc. w całym posiadanym taborze, to według obowiązującego już prawa gminy nie podpiszą z nimi umów po 2020 r. Sklecić, bo na razie elektrycznych ciężarówek na rynku praktycznie nie ma, koncerny motoryzacyjne dopiero nad nimi pracują i zapowiadają rynkowe premiery na przełomie dekad. A nawet jeśli już będą, ich cena może być kilkukrotnie wyższa niż tych z napędem spalinowym. Polscy pionierzy elektromobilności są więc w poważnym kłopocie, bo nie mogą wzruszyć ramionami i iść dalej szukać szczęścia. Muszą się okopać i próbować zmienić nadgorliwie przygotowane przepisy.

Ustawodawca generalnie chciał dobrze – za pomysłem zdefiniowania ścieżek elektryfikacji flot będących w posiadaniu urzędów państwowych i samorządów kryje się chęć dawania dobrego przykładu innym, tak by kaganek elektromobilności niesiony był szeroko po kraju. Podobny zamysł stał za normami „elektryfikacji" dla firm obsługujących samorządy. Jednak w tym przypadku chęć czynienia dobra prowadzi na manowce. O ile bowiem przestawianie transportu publicznego na pojazdy niskoemisyjne postępuje bardzo szybko, a Polska staje się jednym z europejskich liderów produkcji elektrobusów, o tyle w przypadku transportu rzecz się ma inaczej, bo jak strzelać, skoro nie ma armat? A nawet gdyby już były, nie ma przewidzianych funduszy, z których można by wspierać ekologiczne zakupy przedsiębiorców, nie ma infrastruktury, w zasadzie nie ma nic poza ideą i jej emanacją w postaci ustawy – groźną dla biznesu, ale i dla mieszkańców, których nagle mogą przysypać góry śmieci.

Zastanawiający jest ten elektryczny upór władzy nie tylko w kontekście naszej energii – w większości „brudnej", biorąc pod uwagę wykorzystywane paliwa – ale i wyraźnych braków na rynku w obecnym stanie jego rozwoju. Tym bardziej że ekologia to nie tylko prąd, ale i inne paliwa alternatywne. To choćby różnego rodzaju napędy gazowe. A przecież po Polsce jeżdżą już ciężarówki i śmieciarki napędzane sprężonym gazem ziemnym (CNG), choć wciąż są traktowane jako ciekawostka, a nie realna alternatywa. Bo generalnie paliwa alternatywne, choć odmieniane przez różne przypadki, nie doczekały się poważnego systemowego wsparcia.

Śmieciowy elektrokazus pokazuje jedno: samą ustawą – w wielu paragrafach nieuwzględniającą możliwości rynkowych ani nieanalizującą realnych konsekwencji, bądź co bądź, potrzebnych przepisów – nie doprowadzimy do poważnych systemowych zmian. Skończy się na kilku zakurzonych elektrykach stojących w ministerialnych garażach i śmieciach, po które nie przyjadą nieistniejące elektryczne śmieciarki.

Czytaj także:

Firmom wywożącym odpady grozi bankructwo

Opinie Ekonomiczne
Blackout, czyli co naprawdę się stało w Hiszpanii?
Opinie Ekonomiczne
Czy leci z nami pilot? Apel do premiera
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku