W pesymistycznym wariancie zakładano, że indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego założy co dziesiąty zatrudniony. Skusić ich miała głównie możliwość odpisu wpłacanych środków od podstawy opodatkowania. Jednak zdecydowało się na to około 500 tys. osób, a wpłaty wpływają jedynie na około 33 tysięcy kont.
Teraz zapewne zacznie się wielkie dociekanie, kto zawinił, choć tak naprawdę wszyscy zaangażowani w projekt powinni posypać głowy popiołem. Do promocji nowego rozwiązania zupełnie nie przyłożyły się instytucje finansowe, które je przecież sprzedają. Jednak najmocniej zawinił resort finansów.
Już poprzedni projekt indywidualnego konta emerytalnego zawiódł oczekiwania i choć powstało ich około 800 tys., to środki wpływają tylko na co czwarte.
Czy mogło być to zaskoczeniem? Skoro Polacy na tyle realnie odczuwają już spowolnienie gospodarcze, że zmniejszają wydatki nawet na podstawowe zakupy spożywcze, to trudno się chyba spodziewać eksplozji entuzjazmu wobec konieczności odkładania na emeryturę.
Zwłaszcza dotyczy to osób młodych, bo dla nich jest to tak odległa perspektywa, że uznają, iż jeszcze zdążą. Oczywiście takie myślenie nie ma najmniejszego sensu, bo jedynie systematyczne oszczędzanie, i to przez wiele lat, pozwoli zbudować realny kapitał, który faktycznie pomoże wtedy, gdy pracownik przejdzie już na emeryturę.