Zarówno krajowe, jak i zagraniczne zespoły analityczne wyrażają się ciepło na temat polskich akcji i kondycji polskiej gospodarki, która ma być motorem wzrostu cen na GPW. Ostatnio dwa duże banki inwestycyjne zaleciły klientom zwiększenie zaangażowania w papiery firm notowanych na GPW. Optymizm bije też z wypowiedzi rodzimych analityków. Z ankiety „Rz” wynika, że zdecydowana większość oczekuje wzrostu indeksu największych firm na koniec tego roku. Takie opinie pojawiają się zresztą dość często. I trudno się z nimi nie zgodzić, zważywszy na naprawdę niskie wyceny sporej części firm notowanych na naszym parkiecie. Dlaczego więc ceny akcji praktycznie stoją w miejscu. Odpowiedź wydaje się dość prosta. Na giełdzie ewidentnie brakuje pieniędzy. I nie chodzi tu nawet o większy ruch na rynku pierwotnych ofert publicznych, które w jakimś stopniu drenują giełdę z kasy. Bardziej chodzi o klientów funduszy inwestycyjnych, którzy po ostatnim załamaniu wzięli z giełdą dłuższy rozbrat. Bez ich pieniędzy, o które teraz zajadle walczą banki, promując wszelkiego rodzaju lokaty, trudno będzie o optymistyczny scenariusz na przyszłość. Warto więc się zastanowić, jak odbudować ich zaufanie do rynku i przyciągnąć ich z powrotem. Z pewnością nie będzie to łatwe, zważywszy, że od zimnego prysznica, jaki ich spotkał, minęło niewiele czasu. W piersi powinno się przy okazji uderzyć wielu analityków, którzy nie tak dawno zachęcali do kupna drogich akcji.