Kiedy przeczytałem polemikę prof. Andrzeja Kaźmierczaka z moim artykułem w „Rz” (28.07.2008 r.), przypomniał mi się wiersz Zbigniewa Herberta „Tren Fortynbrasa”. Poeta wkłada w nim w usta norweskiego monarchy liryczne słowa o niemożności porozumienia się osób posługujących się innymi językami: „Ani nam witać się ani żegnać, żyjemy na archipelagach, a ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę”. Ten gorzki wers poetycko oddaje tezę Sapira-Whorfa, według której dyskutanci „nie stworzą sobie tego samego obrazu świata na podstawie tych samych faktów fizycznych, jeśli ich zaplecza językowe nie będą przynajmniej porównywalne”.
Język ekonomii jest silnie zmatematyzowany, a przez to hermetyczny dla wszystkich, którzy nie podjęli wysiłku niezbędnego do jego opanowania. Pokonanie tej trudności pozwala na osiągnięcie dyscypliny rozumowania niedostępnej naukom stroniącym od dedukcyjnego formalizmu matematyki, a dzięki temu na uniknięcie pułapek, jakie na nasze wnioskowania zastawia skomplikowana natura świata. Wyzwaniem samym w sobie jest przedstawienie szerszej publiczności wniosków płynących z literatury naukowej. Podjąłem próbę, starając się naświetlić zawiłości debaty dotyczącej polskiej polityki monetarnej. Niestety, sądząc po polemice prof. Kaźmierczaka, poniosłem w tym względzie porażkę.
Pogląd, że szoki podażowe prowadzą do wzrostu inflacji, spopularyzował się w następstwie dwóch fal kryzysu naftowego lat 70., kiedy równolegle do wzrostu cen ropy zaczęły szybować wskaźniki inflacji w wielu krajach rozwiniętych. W wielu, ale nie we wszystkich. Szczególny kłopot zwolennikom tezy o kosztowym charakterze inflacji sprawiły Niemcy. Tam dynamika cen uparcie spadała. Jakim cudem czterokrotny wzrost ceny ropy doprowadził za pomocą mechanizmu kosztowego do trzykrotnego wzrostu dynamiki cen w USA i silnej obniżki inflacji w RFN? Odpowiedź jest prosta – prawdziwym sprawcą była odmienna polityka pieniężna. W odróżnieniu od Banku Rezerwy Federalnej, Bundesbank prowadził politykę trudnego pieniądza. W rezultacie kryzys naftowy objawił się w Niemczech nieco wyższym bezrobociem, lecz nie wyższą inflacją. W krajach, które w tym okresie próbowały monetarnie pobudzać słabnącą gospodarkę, było gorzej. Nie tylko skończył się w nich czas boomu, ale i gwałtownie przyspieszyła inflacja. Ich społeczeństwa zapłaciły podwójny podatek – krajom OPEC w postaci wyższych wydatków na paliwa i własnym rządom w formie inflacji. Niemcy mieli więcej szczęścia.
W tych krajach, które po kryzysie naftowym monetarnie pobudzały gospodarkę, skończył się czas boomu i wzrosła inflacja
Prof. Kaźmierczak pisze, że „nauka ekonomii uczyniła znaczny krok naprzód w sferze teorii pieniądza”, nie ujawnia jednak, jaki krok ma na myśli. Spróbuję go w tym wyręczyć, streszczając mechanizmy transmisji ujawnione dzięki rozwinięciu dynamicznych modeli równowagi ogólnej, które dziś stanowią podstawowe narzędzie badawcze ekonomii monetarnej oraz instrument decyzyjny z powodzeniem stosowany w bankach centralnych.