Czy powinniśmy zatem podnieść alarm i oskarżyć szefów spółek o pazerność, co jest ostatnio tak modne na Zachodzie? Z naszej analizy wynika, że nie ma ku temu podstaw. Dobre zarobki prezesów mają swoje odzwierciedlenie w kondycji kierowanych przez nich firm. Wyjątki stanowią margines – nasi menedżerowie na tle swoich kolegów z Wall Street czy City wypadają pod tym względem blado i nudno. Ale tym razem możemy się z tego tylko cieszyć.

Inna sprawa, że ta pochwała polskich prezesów jest nieco na kredyt. Wynika to z konstrukcji ich wynagrodzeń. Premie za wyniki, które stanowią główną część pensji, są wypłacane dopiero w następnym roku. Z kolei spółki ujawniają ich wysokość na wiosnę kolejnego roku. Omawiane w dzisiejszej „Rz" płace prezesów dyskontują więc dobre wyniki spółek w 2007 r., czyli z okresu hossy.

Tymczasem w drugiej połowie ubiegłego roku przyszło załamanie, które zdążyło negatywnie się przełożyć na roczne wyniki spółek. Czy odbiło się też na pensjach prezesów? Oni już o tym wiedzą, my przekonamy się za rok.

Mam jednak wrażenie, że przyszłoroczne podsumowanie pensji menedżerów będzie zawierać o wiele więcej kontrowersyjnych faktów. To tylko hipoteza, ale psychologicznie umotywowana. Trudno przecież pogodzić się z obniżką pensji, zwłaszcza że całą winę za złą sytuację można zrzucić na tych pazernych krwiopijców z Lehman Brothers.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/05/lukasz-rucinski-po-zarobkach-ich-poznacie-ale-dopiero-w-przyszlym-roku/]Skomentuj[/link][/ramka]