Kiedy w tym roku prezydent USA Barack Obama ogłaszał wprowadzenie wartego kilkaset miliardów dolarów planu stymulacji gospodarki, Biuro Budżetowe Kongresu (CBO) – bo o tę instytucję chodzi – stwierdziło: ten plan w długim okresie gospodarce nic nie da. Rosnący dług publiczny będzie za kilka lat wypierał inwestycje prywatne. Wysoki dług oznacza bowiem wielkie emisje obligacji, które zasysają gotówkę z banków. Nie jest ona kierowana na inne projekty. Jak to? Rządowa instytucja skrytykowała plan prezydenta? Dlaczego nikt nie wywalił na tzw. zbity pysk szefa tego biura? Przecież w Kongresie rządzą Demokraci. Ano nikt nikogo nie wywalił.

CBO istnieje jako publiczna, ale odpartyjniona instytucja dostarczająca najwyższej jakości analiz gospodarczych. W ostatnim czasie wyraźnie widać, jak bardzo takiej instytucji brakuje w Polsce. Jak walczyć z kryzysem? Co się stanie, jeśli wprowadzimy plan X, a nie Y lub Z? Jaki będzie dług publiczny za rok, dwa lata, pięć lat? W Polsce politycy nie mają dostępu do rzetelnych publicznych analiz, ministerstwa są w prognozach często mało wiarygodne, w Sejmie wszystko poddane jest bieżącym interesom polityków. A prognozy i opinie na temat gospodarki są kluczowe dla ludzi podejmujących decyzje – zarówno przedsiębiorców, jak i rządu.

Wiadomo, że oczekiwania co do przyszłości mają ogromne znaczenie dla rozwoju sytuacji gospodarczej w czasie teraźniejszym. Istnienie publicznej instytucji, w której pracują fachowcy najwyższej klasy, może być kotwicą dla oczekiwań dotyczących rozwoju gospodarki.

Takich analiz dostarczają najczęściej banki prywatne – ale one mają ograniczone zasoby, poza tym są to instytucje komercyjne realizujące swój interes. Robią to też resorty finansów – ale zwykle pod polityczne potrzeby. Najlepsze bywają banki centralne – ale one zajmują się głównie kwestiami dotyczącymi polityki pieniężnej i starają się nie wchodzić w kompetencje rządów.