Obejmuje on m.in. otwarcie rynku międzynarodowych przewozów pasażerskich oraz kwestię praw pasażera. Chodzi o gwarancje dostępności systemów informacji i rezerwacji biletów, odszkodowania za opóźnienia niektórych pociągów, dostępność dworców i taboru dla niepełnosprawnych oraz wprowadzenie instytucji rzecznika pasażerów.
Polska powierzyła funkcję rzecznika prezesowi Urzędu Transportu Kolejowego, który będzie wydawać decyzje administracyjne, stwierdzając naruszenie (bądź nie) prawa i określając zakres nieprawidłowości oraz termin ich usunięcia. Ustawę uchwalono w połowie 2009 r., jednak prezydent RP skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Ten co prawda orzekł, że jest ona zgodna z konstytucją, jednak nikt w Ministerstwie Infrastruktury nie zatroszczył się o to, żeby zapewnić na 2010 r. niezbędne dla urzędu środki finansowe na realizację nowych zadań.
Mamy prokonsumenckie prawo, ale żadnych narzędzi do jego egzekwowania. Ochrona naszych praw jest więc fikcją. Pasażer jest właściwie bezbronny, gdy przewoźnik nie przyzna mu racji. Przykładowo, co robić wobec faktu zawieszonych ostatnio kursów pociągów, przy podejściu ministra, że problem dotyczy marginesu podróżnych? Jest droga sądowa, ale długa i kosztowna. Rzecznik pasażera byłby więc jak znalazł.
Ile potrzeba środków, by taki organ uruchomić? Przy Urzędzie Lotnictwa Cywilnego działa od 2006 r. Komisja Ochrony Praw Pasażera. W zeszłym roku załatwiła 1035 spraw, a od momentu powstania 4849. Ma do dyspozycji dziewięć pełnych i pół etatu – na pół etatu zatrudniony jest radca prawny. Wydaje się, że w przypadku kolei taki zespół byłby absolutnym minimum. Wstępne szacunki UTK wskazują na to, że skarg od pasażerów kolei będzie zdecydowanie więcej, prawdopodobnie aż trzykrotnie.
Wyposażenie kolejowego rzecznika praw pasażera w niezbędne etaty dla zespołu współpracowników w wersji oszczędnej kosztowałoby rocznie jedynie 1,5 mln zł. Pasażerowie mieliby jednak bezcenne poczucie, że rząd dba o ich prawa i nie są pozostawieni sami sobie.