To jedna z najważniejszych, strategicznych branż gospodarki, więc oddolna kontrola jej funkcjonowania przez pracowników, którzy powinni dbać o jej interesy, to bardzo ważna sprawa. Odnoszę jednak wrażenie, że w kontekście prywatyzacji Jastrzębskiej Spółki Węglowej z tym dbaniem o interesy jest coś nie tak.
Na świecie ceny węgla i koksu biją rekordy, co winduje wycenę spółki. Sukces ostatnich ofert takich firm, jak Tauron, PZU czy GPW, pokazuje, że inwestorzy wykupują akcje na pniu. Dzięki wejściu na parkiet spółka staje się też bardziej transparentna, a śląskim kopalniom jest to niezmiernie potrzebne. Alternatywą jest przede wszystkim obniżenie możliwości pozyskania kapitału przez kopalnię (bo banki nie zawsze lubią spółki górnicze), a Bruksela już zabroniła dotowania ich przez rządy. Dziwi też niechęć „Śląska" do giełdy w kontekście udanej przygody z giełdą lubelskiej Bogdanki.
Związkowcy twardo jednak sprzeciwiają się tej operacji, i to mimo obiecywanych przywilejów. Z jednej strony rozumiem, że walczą dalej i np. zamiast pięcioletnich gwarancji zatrudnienia, i to tylko dla części załogi, woleliby gwarancje dziesięcioletnie, które wywalczyli sobie np. energetycy.
Z drugiej strony mają szansę na bezprecedensowy zakup przez JSW akcji spółki dla pracowników nieupoważnionych do ich objęcia. Może więc popatrzyliby szerzej na interes branży i spuściliby nieco z tonu, bo tak dobry moment do sprzedaży kopalni może się już nie powtórzyć. A na rynku już się mówi, że w prospekcie JSW istnienie związków zawodowych zostanie wpisane w rubrykę „istotne czynniki ryzyka".